środa, 31 sierpnia 2011

31. Coś innego. (część 7)

Patrzeliśmy jak zahipnotyzowani na scenę rozgrywającą się na zewnątrz. Przyszło mi na myśl, że wygląda to w tej chwili jak zmięta papierowa kulka, którą ktoś dla głupiego żartu podpalił przed rzuceniem do kosza. Tyle tylko, że kulka ta zrobiona była głównie ze stopów metali. W środku zaś było 10 ludzi, którzy jeśli nie byli naszymi przyjaciółmi, to z pewnością byli towarzyszami broni. Ich płonące ciała skwierczały, a przynajmniej tak nam się wydawało. Wyobraźnia potrafi podpowiadać okropne rzeczy... Hełmy Samsonów skrywały malujące się na naszych twarzach przerażenie i dezorientacje. W gładkich, połyskujących elementach zbroi odbijały się płomienie. Tylko przez krótką chwilę nim transportowiec runął na ziemię wbijając się w nią z bolesnym dla uszu trzaskiem.

wtorek, 30 sierpnia 2011

30. Coś innego. (część 6)

Trzeba przyznać, że koniec końców pozostawiono nam możliwość wyboru, przynajmniej śladową. Nie mogli nas w końcu siłą wcisnąć w stalowe zbroje i zawlec na Kanaan czyniąc nas przymusowymi zbawcami ludzkości. Mogli jednak nie dopuścić byśmy kiedykolwiek wrócili na Ziemię i nie mieliśmy złudzeń co do tego, że tak właśnie zrobią. Procedury ponad wszystko. Mogliśmy więc gnić na pokładzie Arki po kres naszych dni, lub podjąć beznadziejną walkę o przestrzeń życiową w nowym świecie. Wybór nie był łatwy nawet dla kogoś, kto, jak ja, wcale nie liczył na koalicyjną emeryturę. Bałem się, przyznaję. Nie samej śmierci nawet, z resztą czy można się jej w ogóle bać nie mając nikogo? Bałem się sposobu umierania jaki mi oferowano.

29. Coś innego. (część 5)

W połowie rejsu zostało nas już tylko trzydziestu pięciu. Spośród tych, którzy gorzej znosili połączenie z maszyną większość zmarła po kilku tygodniach. Trzech pozostawało w stanie śpiączki klinicznej i nie dawano im w zasadzie żadnych szans. Nam szczęśliwie udało się przetrwać i dokończyć szkolenie bez większych trudności. Gdy z resztą przestaliśmy mieć problemy natury zdrowotnej nauka szła nam nieporównywalnie łatwiej. Również wymyślane przez niektórych teorie spiskowe zaczęły stopniowo cichnąć, aż w reszcie zupełnie stłamsiła je rutyna dnia codziennego. Jeśli ktoś je jeszcze powtarzał, to tylko w charakterze żartu. Trzeba z resztą przyznać, że humory naprawdę nam wszystkim dopisywały, przynajmniej do pewnego czasu.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

28. Coś innego. (część 4)

Ponad dekada, jaką miała nam zająć podróż, to aż nadto czasu, by przygotować nas do wykonania zadania, które nie wydawało się z resztą takie trudne. Nie spieszono się więc zupełnie. Przez pierwsze 3 lata przechodziliśmy więc szkolenie teoretyczne. Wtłoczono nam do głów wszystko od podstaw astrofizyki po szczegóły konstrukcyjne Samsonów. Później przyszedł czas na praktykę, przez pierwszych osiemnaście miesięcy ograniczoną do symulatorów. Powtarzano nam, że, w przeciwieństwie do prawdziwych maszyn, są zupełnie bezpieczne i nieszkodliwe dla użytkownika. Gdy jednak prawie połowa chłopaków zaczęła mieć problemy ze snem już po tygodniu treningu ciężko było się zgodzić z tymi zapewnieniami. Uspokajano nas, że to przejściowy efekt, kwestia przyzwyczajenia mózgu to kierowania raz żywym ciałem, raz połączonym z nim egzoszkieletem.

niedziela, 28 sierpnia 2011

27. Coś innego. (część 3)

Kilka tygodni po tym, jak pierwsza flota dotarła do Kanaan i rozpoczęto kolonizację nadeszły wieści o pierwszych problemach. Karczując niezbadaną dżunglę nowego świata osadnicy natrafili na dziwaczne, niezwykle wysokie drzewa. Kłopot sprawiał jednak nie ich rozmiar a to z czego były zbudowane. Ciężko nazwać nawet drewnem coś, czego nie imają się Maczety, piły, ani żaden inny nowoczesny sprzęt jaki udało im się zabrać. Matowo-czarne pnie nie zamierzały ustąpić. Jednocześnie zaś w niektórych miejscach było ich na tyle dużo, że dalszy rozwój infrastruktury stałby się mocno utrudniony, a może wręcz niemożliwy. Nie widząc innej możliwości poproszono Koalicję i przysłanie jakiegoś wsparcia.

sobota, 27 sierpnia 2011

26. Coś innego. (część 2)

Szybko okazało się, że programy kosmiczne nigdy nie zostały tak naprawdę porzucone. Owszem porzucono stacje kosmiczne oraz zaprzestano lotów załogowych uznając te przedsięwzięcia za zbyt kosztowne. Przez cały czas trwały jednak prace teoretyczne nad podróżami gwiezdnymi, prowadzono badania mające umożliwić terraformowanie i kolonizację nie zdatnych do życia planet, projektowano statki i urządzenia wątpiąc, czy kiedykolwiek ujrzą one światło dzienne. A jednak taki dzień nadszedł. Szybko powyciągano więc wszystkie te dane z archiwów, tajnych ośrodków i szyfrowanych baz danych. Sztab naukowców koalicji, w skład którego weszło wielu spośród twórców wspomnianych projektów, w przeciągu tygodni zebrał je w spójną całość. Najpierw powstały ogromne gwiezdne stocznie, a niedługo później ruszyła budowa pierwszej floty kolonizacyjnej.

25. Coś innego. (część 1)

Sieć wypełniły informacje o nowej wyprawie kolonizacyjnej Koalicji. Zewsząd zalewają mnie ich wzniosłe slogany. Kryzys Przeludnienia, nękający ludzkość od niespełna stulecia ma zostać zażegnany. Pieniądze, które popłynęły szerokim strumieniem na rozwój technologii kosmicznych i budowę gwiezdnej floty, wbrew temu co twierdzą opozycjoniści i niedowiarkowie nie zostały zmarnowane. Oto wybudowane ogromnym nakładem pracy i środków całego globu statki mają być ostatnią nadzieję na przetrwanie i godne życie jego mieszkańców. Nadchodzi zupełnie nowa era. Swoisty renesans. A wszystko to na wyciągnięcie ręki. Czy od tego momentu wszystko naprawdę będzie takie proste i piękne. Obawiam się, że nie. Po kolei jednak.

czwartek, 25 sierpnia 2011

24. Drugi wielbłąd.

Zdarzyło mi się przed laty raz czy dwa zorganizować w przydomowym ogrodzie ognisko wraz z towarzystwem klasowym ze szkoły średniej. Pamiętam pewną sytuację z takiej właśnie imprezy. Koledzy przywieźli ze sobą wielki namiot i rozstawili go w ogrodzie właśnie, aby się w nim spokojnie przespać. Po mocno zakrapianym alkoholem popołudniu i wieczorze wszyscy postanowili się położyć. Ja z pewnych względów nie piłem w ogóle, ale mniejsza o to. Powiedziałem wszystkim dobranoc i udałem się do swojego domostwa. Wkrótce doszły mnie odgłosy awantury. Pospieszyłem więc w miejsce obozowania, gdzie nastroje były już zupełnie inne niż wtedy, gdy je opuszczałem. Padały wzajemne oskarżenia i słowa, którym daleko było do grzeczności czy spokoju. Ktoś popsuł namiot, drugi ma do niego pretensje, pozostała dwójka próbuje ich uspokoić.. Spora kłótnia się z tego zrobiła. W końcu udało się ich uspokoić. Nie wiem czy było w tym coś z mojej zasługi. Może po prostu ochłonęli i dali dojść do głosu zdrowemu rozsądkowi. Uspokojeni zaczęli się kierować do namiotu, by, tym razem naprawdę, położyć się do snu. Idący na końcu człek zwany Odblaskowym rzekł wtedy do mnie:
- Ale ty masz do nas cierpliwość. Nie wiem skąd ty ją bierzesz, ale masz jej w [cenzura] dużo.

23. Pierwszy wielbłąd.

Co odróżnia człowieka od zwierząt? Większość z nas potrafi wymienić kilka cech, jakie przypisuje się jedynie naszemu gatunkowi. Artykułowana mowa, abstrakcyjne myślenie, umiejętność posługiwania się narzędziami. Spotkałem się jednak z opinią, że te powszechnie znane przykłady nie są wcale tak trafne, jak się wydaje. Okazuje się bowiem, że podobne zachowania można odnaleźć u niektórych zwierząt. Niektóre małpy potrafią używać narzędzi, nawet jeśli są to jedynie kawałki drewna czy kamienia. Zdolność posługiwania się "mową" przypisuje się delfinom, jeśli mnie pamięć nie myli. I tak dalej... Co więc sprawia, że jesteśmy wyjątkowi? Autor wspomnianej opinii wskazuje własną odpowiedź - śmiech.

środa, 24 sierpnia 2011

22. Środek fotografii.

Cofnijmy się myślami kilkadziesiąt lat wstecz. Do czasów, gdy nie było internetu, nie było komórek (z wyjątkiem takich, w których trzymało się węgiel). Tu i ówdzie instalowano pierwsze telefony stacjonarne. Podstawowym środkiem komunikacji był list, a samochody przejeżdżające ulicą w ciągu godziny można było policzyć na palcach jednej ręki. Uboższy człek podróżował koleją czy zaprzężonym w konia wozem. Podróże trwały długo i nie należały do najprzyjemniejszych. Mimo tych wszystkich niedogodności ludzie byli sobie w jakiś sposób bliżsi, rodziny były bardziej zgodne. Nawet gdy ludzie mieszkali daleko od siebie, potrafili znaleźć czas by choć raz czy dwa razy do roku odwiedzić rodziców, brata czy innego pociotka. Jechali tym niewygodnym wozem, po wyboistych drogach przez wiele godzin, by zobaczyć tych, z którymi łączyły ich więzy krwi. Spotykali się licznie podczas Wigilii i dzielili opłatkiem. Bo byli rodziną, a to przecież podstawowa komórka społeczna. A dziś?

wtorek, 23 sierpnia 2011

21. Nie jest najpiękniejsza.

Szkoła średnia, lekcja polskiego. Jestem odpytywany ze znajomości lektury, konkretnie "Przedwiośnia". Pech chciał, że z takich czy innych względów (najprawdopodobniej niemałą rolę odegrało zwyczajne lenistwo) przeczytałem zaledwie połowę. Jeszcze większy pech sprawił, że nie znałem odpowiedzi na zadane pytanie, choć dotyczyła tej właśnie części, która powinna być mi znana. Polonista nabrał pewnych podejrzeń i w końcu zapytał: "Czytałeś lekturę? Przyznaj uczciwie" No to przyznałem, wszak uczciwość popłaca, nie? Skutek: jedynka z wagą cztery (dla niezorientowanych: tak jak cztery jedynki). Taki był efekt nieczytania lektur i przyznawania się do tego błędu. A jaką miałem inną możliwość? Mogłem iść w zaparte i powtarzać, że lekturę czytałem, a to mi akurat wyleciało z pamięci. Gdybym się upierał wystarczająco długo, nauczyciel doszedłby do wniosku, że jest tylko jeden sposób by dowieść czy czytałem czy nie: pisemna treściówka. Na tę jednak było już za mało czasu, więc zaproponowałby mi pisanie jej na następnej lekcji. Był to piątek, a więc następny polski przypadał na poniedziałek dopiero...

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

20. Ani słowa o miłości.

Było ciepłe czerwcowe popołudnie. Promienie Słońca rozświetlały Śródmieście dotykając wszystkiego delikatnie niczym ciepłe palce czułej kochanki. Prześlizgiwały się po pięknych elewacjach zabytkowych kamienic, odbijały refleksami od długich włosów niemniej pięknych dziewcząt spacerujących ulicą. Ulicą, która jeszcze nie tak dawno byłą wizytówką mojego miasta. Później niestety jak grzyby po deszczu zagranicznego kapitału wyrosły centra i galerie handlowe stając się nowymi atrakcjami turystycznymi, placówkami handlowo-rekreacyjnymi i przedmiotami świąteczno-niedzielnego kultu w jednym. Wspomniana ulica nie jest już taka jak niegdyś, wciąż jednak trwa na swoim miejscu. Jak milczący świadek zachodzących wokół zmian. Porzucona dziecięca zabawka z minionej epoki patrząca z pewnym smutkiem na konkurentki, które zajęły jej miejsce na najwyższej półce. Wszystkie są nowe, błyszczące, zasilane bateriami. Mają te fantastyczne i jakże modne świecidełka i wodotryski. A jednak nie mają czegoś, co posiada ona - ciśnięta w kąt szmaciana lalka. Nigdy nie będą tego miały. Mówię oczywiście o duszy...

19. Absolutnie bez znaczenia.

Trafiłem kiedyś w sieci na tego typu wyznanie pewnej dziewczyny: "Jeden chłopak powiedział mi, że mnie kocha, więc odpowiedziałem, że ja jego też, choć to nieprawda. Źle zrobiłam, nie? Trudno"* Nie bardzo wiem co odpowiedzieć, gdy się widzi, słyszy coś takiego. Można zasugerować, że pewnie nie chciałaby się znaleźć sama w podobnej sytuacji. Kto wie zresztą, może rzecz w tym, że miała już tę wątpliwą przyjemność. Wychodzi więc z założenia, że jest to poniekąd dozwolone, skoro inni tak robią. Jeśli inni nie liczą się z jej uczuciami, czemu ona miałaby się liczyć z uczuciami innych? Dziś jednak nie będę się rozwodził nad uczuciami. Zamiast tego proponuję kilka zdań o rzucaniu słów na wiatr.

niedziela, 21 sierpnia 2011

18. Tacy sami.

"Znajdź 10 szczegółów różniących te dwa obrazki". Dawniej tego typu łamigłówkę można było spotkać głównie na łamach jakichś czasopism rozrywkowo - szaradowych. Dziś zdarza mi się je widzieć także w telewizji, w ramach tych śmiesznych telegier emitowanych w porze, w której chciałbym akurat obejrzeć jakiś film (bo przecież 1-sza w nocy to całkiem młoda godzina). I tak sobie myślę co jest takiego fajnego w tej zabawie tak naprawdę? Ani to przesadnie twórcze, ani rozwijające. Tak naprawdę wymaga jedynie spostrzegawczości i nieco cierpliwości przy gapieniu się to na jedną to na drugą grafikę. Czemu więc ta zabawa zawdzięcza swą, mniejszą lub większą, popularność?

sobota, 20 sierpnia 2011

17. Ginąca E.

Ile listów zdarzyło Wam się otrzymać / wysłać w ciągu całego życia? Takich zwyczajnych papierowych listów w kopertach ze znaczkami, które roznosi "Pan z trąbką"? Więcej niż dziesięć? Mniej? A może żadnego? Ja miałem to szczęście, ze udało mi się napisać i otrzymać odpowiedź na ponad setkę. Wciąż je przechowuję, te otrzymane znaczy się, w starej teczce. A jeśli najdzie mnie ochota zaglądam do nich i cofam się ładnych parę lat wstecz. Kto wie, może już za chwilę zdmuchnę z nich kurz...

piątek, 19 sierpnia 2011

16."Chińskie bajki".

Nie wszyscy lubią anime. Nie wszyscy znają anime, a niektórzy poznać nie chcą. Dlaczego? Chyba czują się bardzo dorośli, a przecież wszystko co animowane musi być przeznaczone dla siedmiolatków i nikogo więcej. Określenie "bajka" nasuwa się samo. Omawiane filmy pochodzą z Azji, a przecież powszechnie wiadomo, że cała Azja to Chiny. W ten oto prosty sposób różnorodne i często bardzo wartościowe produkcje filmowe zostają wrzucone do jednego worka z pogardliwą etykietką "chińskie bajki". A może jednak warto na chwilę do tego worka zajrzeć?

czwartek, 18 sierpnia 2011

15. Zejdźmy na psy.

Media regularnie serwują nam serie opisów i ilustracji ludzkich tragedii. Morderstwa, gwałty, przemoc w każdej postaci. A wszystko to nie na liniach frontu, nie na tle porachunków mafii, nie w ciemnym zaułku kraju trzeciego świata. Takie rzeczy dzieją się zaraz obok. W biały dzień, zarówno w "dobrych" jak i "złych" domach. I co najgorsze - bardzo często w obrębie podstawowej komórki społecznej - rodziny. Co takiego dzieje się z ludźmi, że dopuszczają się takich czynów? Może to kwestia wyjątkowo paskudnych czasów, w których przyszło nam żyć. A może problem istnieje już od dawna tylko informacje nie obiegały świata tak szybko jak teraz? Tak czy inaczej trzeba przyznać, że zjawisko istnieje, a każde takie doniesienie napełnia "normalnych ludzi" przerażeniem. W każdym bądź razie powinno...

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

14. Kulka na dłoni.

Dlaczego człowiek nie może wyłącznie za pomocą swoich myśli sprawić, by Słońce, które świeci mu nad głową zwyczajnie zgasło? Bo nie można takich rzeczy dokonywać za pomocą myśli? Nie, nie dlatego. Powód jest mniej oczywisty, ale równie poważny. Oprócz tego człowieka bowiem, na to samo Słońce patrzy w tym momencie miliard - dwa miliardy innych ludzi. Ludzi, którzy mają świadomość tego, że Słońce tam jest i zawsze będzie. Ludzi, którzy wcale nie chcą by zgasło. Ich wola, ich pojęcia o tym jak wygląda świat wokół nich, kształtuje ten świat. A jeśli każdy z nich ma podobną siłę sprawczą, to niestety nie mam dobrych wieści dla naszego bohatera. Oczywiście zdarzają się ludzie, których, nazwijmy to Moc, jest o wiele większa. Czarodzieje, bo o nich mowa, potrafią dokonywać rzeczy nieosiągalnych dla zwykłego śmiertelnika. Nawet dla nich jednak zgaszenie Słońca byłoby bardzo trudne do zrealizowania, jeśli nie niemożliwe.

niedziela, 14 sierpnia 2011

13. Uciec przed przeznaczeniem.

Słyszałem kiedyś o kilku teoriach, mających wyjaśnić powstawanie zjawiska "deja vu". Jedna z nich w szczególny sposób przypadła mi do gustu. Była w niej mowa o tym, że w momencie narodzin, opuszczając łono matki, dziecko zna całą swoją przyszłość. Widzi całe swoje życie, jakby oglądało bardzo przyspieszony film. Później jednak natychmiast zapomina o tych wszystkich obrazach. Deja vu zaś następuje wtedy, gdy w jakiś niewyjaśniony sposób udaje mu się przywołać z pamięci fragment takiego wspomnienia. I stąd wrażenie, że "to już było". Czy to jednak możliwe, by cały nasz los był przesądzony już na długo przed tym nim zdążymy zaczerpnąć pierwszy oddech?

sobota, 13 sierpnia 2011

12. Gdzie go zakopiemy?

W taki sposób powinien nam ponoć odpowiedzieć prawdziwy przyjaciel, jeśli przyjdziemy do niego i oznajmimy, że właśnie kogoś zabiliśmy. Nie do końca zgadzam się z tymi słowami (które z resztą podesłał mi swego czasu jeden z moich przyjaciół). Jasne, jest to dowód absolutnego zaufania z jednej strony, a z drugiej gotowość do poświęceń i to znacznych. Czy jednak godzi się obarczać przyjaciela takim ciężarem? Owszem, samemu również niełatwo go nieść. A jednak kłopotów narobiliśmy sami. Czy przyjaźń daje nam prawo wciągać w to drugą osobę? Osobę, co do której wiemy, że gotowa jest spaprać własny życiorys, aby nam pomóc? Ja mam pewne wątpliwości. Wy odpowiedzcie sobie na to pytanie sami.

piątek, 12 sierpnia 2011

11. Dzieci lepszego Boga. (część 2)

Myślę sobie, że nasz drogi Kościół katolicki przechodzi kryzys, a jeśli nawet nie, to stoi u progu kryzysu. Kto wie, może podobnie jest z całym chrześcijaństwem czy religią w ogóle. Dlaczego tak jest? To proste. Przestają spełniać swoją funkcję. Religia i wiara przestały działać tak jak należy. Coraz trudniej odnaleźć w nich jakieś oparcie. Owszem ławeczki w świątyniach wciąż się zapełniają, ale jaką ich część zajmują ludzie starsi? Nasze babcie i dziadkowie, wychowani w wierze, wrośnięci w wiarę. Oni już się nie odwrócą od Kościoła. Bo i co by mieli zrobić z tym niedzielnym przedpołudniem? Do wielu młodych ludzi, to czego naucza się na nabożeństwie już zwyczajnie nie przemawia. Kościół traci z nimi łączność. Nie ma im wiele do zaoferowania.

czwartek, 11 sierpnia 2011

10. Dzieci lepszego Boga. (część 1)

Otrzymałem dziś ulotkę pewnej organizacji nazywającej się kościołem. Nie przytoczę pełnej nazwy, bo nie zamierzam ich reklamować. Na pierwszej stronie tejże ulotki znajduję pytanie "Jak dobrym jesteś człowiekiem?" a niżej "Zrób sobie test!" Ok, zaintrygowali mnie, jadę dalej. Na drugiej stronie widzę kilka zdań na temat każdego z przykazań. Czytam o pierwszym z brzegu. Czyli o Pierwszym...
"...Wszystko, co staje między Tobą, a Bogiem, jest fałszywym bogiem. To może być jakiś bożek, ale również sport, pieniądze, praca, przyjemności, itd. Czy zdarzyło Ci się kochać coś bardziej niż Boga?"
Czyżby właśnie mi zasugerowano, że sport jest zły? I praca jest zła? Pasje są złe? Może przesadzam, nie przeczę, ale robię to raczej świadomie. Ktoś trącił mój zdrowy rozsądek w jego zdroworozsądkową kostkę. I choć chciałem unikać tematu Kościoła, uznając go za nieco zbyt drażliwy, to chyba jednak się czymś z Wami podzielę. Ale spokojnie, doczytajcie do końca zanim ułożycie mi stos i zadzwonicie po panów z Inkwizycji.

środa, 10 sierpnia 2011

09. Vulnerant omnes, ultima necat.

"Wszystkie ranią, ostatnia zabija". Od początku sądziłem, że te straszliwie piękne słowa można odnieść do kobiet (wybaczcie). Po prawdzie nadal uważam, że pasują doskonale. W oryginale, ta łacińska sentencja umieszczana była na zegarach, a dotyczyła nie kobiet a godzin. Czy czas nie jest jednak czymś więcej niż niepowstrzymaną siłą wysysającą z nas życie z każdym tyknięciem zapadek i ruchem wahadła?

wtorek, 9 sierpnia 2011

08. Oni nie są Tobą.

Taki napis dojrzałem na tekturowej teczce na dokumenty, należącej do mojego kolegi ze szkoły średniej. Tylko cztery słowa, a jakże wiele mówiące. I tak wspaniale pasujące do człowieka jakim był i zapewne nadal jest. Łamiącym stereotypy, żyjącym nieco na opak, na przekór wszystkim i wszystkiemu. Świadomie wybierającym swoją drogę, własną drogę, własne cele i ideały. Nigdy nie podążającym ślepo za tłumem...

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

07. Przyjemnego dnia.

Pozostając niejako w klimatach bardziej radosnych rozważań podzielę się z Wami pewną opowieścią. Ani ona śmieszna, ani smutna, ani szczególnie spektakularna. A jednak przytaczam ją ludziom od czasu do czasu, czyniąc ją fundamentem mojej pozytywnej filozofii. Co w niej takiego szczególnego? Przekonajcie się sami.

niedziela, 7 sierpnia 2011

06. Miłość, pokój, muzyka.

Dzisiejsza notka będzie być może bardziej chaotyczna od innych. Pewnie będzie w niej więcej moich osobistych odczuć niż ogólnych przemyśleń na temat. Dla wielu z Was to co napiszę, będzie mało odkrywcze. Może więc będzie to tekst głównie na tych, co nie widzieli tego wszystkiego? Mowa oczywiście o Przystanku Woodstock. Prawdę mówiąc nie bardzo wiem na jaki inny temat mógłbym w tej chwili napisać. Mój sfatygowany umysł nie generuje w tej chwili innych przemyśleń...

piątek, 5 sierpnia 2011

05. Jak nie zachwyca, jak zachwyca?

Dziś kilka zdań o ignorancji. Choć być może jest to za duże słowo. Może tak naprawdę chodzi o pewną różnicę w spojrzeniu na świat, wszystko co nas otacza. Może chodzi jedynie o odmienność gustów, o których się nie dyskutuje? Na wszelki wypadek założę, że właśnie tak się sprawy mają. Nie odbierzcie więc moich słów jako ataku. Nie zamierzam Wam wcale mówić "to co robicie jest złe, nawróćcie się na jedynie słuszną drogę!". To co powiem, to jedynie rozważania zdziwionego (i czasami trochę poirytowanego, przyznaję) człowieka, który pewnych rzeczy zwyczajnie nie rozumie.

czwartek, 4 sierpnia 2011

04. Teoria motywów.

Parę lat temu wpadł mi w ręce pewien artykuł. Jego autor, w całkiem przekonujący sposób dowodził, że każda człowiecza działalność wynika tak naprawdę z egoizmu. Nie ma bezinteresowności, altruizmu, chęci niesienia pomocy. Jeśli spojrzeć na sprawy z odpowiedniej perspektywy można wykazać, że cokolwiek robimy, robimy to dla siebie. Przykłady? Bardzo proszę.

środa, 3 sierpnia 2011

03. Naiwne pytania, dorosłe dzieci.

Dawno dawno... no dobra, bez przesady.
Jakiś czas temu, gdy mój wiek można było wyrazić pojedynczą cyfrą miałem, podobnie jak większość moich rówieśników, zwyczaj zadawania wielu pytań. Nie wszystkie były mądre, a może nawet tych "mądrych" wcale nie było za wiele. Pewnego razu na przykład, mając lat około pięciu, zapytałem swych rodzicieli "czy dziecko jest człowiekiem?". Skąd takie pytanie? Nasłuchałem się jakichś rozmów o dorosłości i magicznej granicy 18 przeżytych wiosen, tak to mniej więcej pamiętam. Nie pytajcie jednak skąd wzięło mi się pytanie o człowieczeństwo. Nie mam bladego pojęcia. Niezbyt pamiętam też odpowiedź jakiej mi udzielono. Wiem jedynie, że poczułem się jakoś głupio, a sytuacja ta utkwiła mi mocno w pamięci.

wtorek, 2 sierpnia 2011

02. Warunek konieczny dobrej spowiedzi

Nigdy nie byłem zwolennikiem sakramentu pokuty, a ściślej jego formy. Rozumiem oczywiście konieczność rozliczenia się w jakiś sposób z tego, jakimi to nieprawymi ludźmi zdarza nam się być (jeśli ktoś czuje potrzebę). Czy naprawdę jednak potrzebujemy do tego celu pośredników? Wydaje mi się, że szczera rozmowa z Najwyższym (zwana spowiedzią powszechną) załatwia sprawę w zupełności. Nie o tym jednak chciałem dzisiaj poopowiadać. Skupmy się przez chwilę na wspomnianym w tytule warunku. Mowa oczywiście o "żalu za grzechy". Chciałbym jednak rozważyć żal w nieco szerszym kontekście.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

01. Eksperyment czas zacząć.

Jakiż to zły duch podkusił mnie by spróbować swych sił w prowadzeniu bloga? Chęć podzielenia się swoimi śmiesznymi problemami ze światem? Nie sądzę. Kogo obchodzi czy zjadłem na śniadanie płatki czy pączka, że rozładował mi się akumulator w aucie bo nie domknąłem drzwi, albo znalazłem na wiadukcie nieskasowany bilet komunikacji miejskiej? Pewnie kogoś by obeszło. Mnie nie specjalnie, więc i opowiadać o tym nie zamierzam.