Pamiętam, jak bodajże przed rokiem, rozeszła się wieść o pewnym księdzu, który pod koniec października postanowił podjąć się pewnej misji. W trosce o dusze swoich wiernych owieczek patrolował parafię sprawdzając, czy ktoś aby nie dał się zwieźć demonowi o imieniu Halloween i nie powiesił w swym ogrodzie / na balkonie wydrążonej dyni ze świeczką w środku. Nie pamiętam już czy i w jaki sposób interweniował, ale zaciekawiła mnie sama inicjatywa. Przed chwilą z kolei znalazłem informację z bieżącego roku. W okolicach Tczewa postanowiono działać prewencyjnie, wyzbierać wszystkie dynie i zrobić z nich krem. Żeby ludzi nie kusiło do złego.
O tym co widzę. O tym co myślę. O tym co mnie boli. O tym co we mnie siedzi i nie daje mi spać.
piątek, 1 listopada 2013
czwartek, 31 października 2013
Komunikat, który miał się nigdy nie pojawić.
Wróciłem. Tym razem bez ambitnych założeń, bez z góry wytyczonych ram czasowych i określonej liczby notek, które w tym czasie chciałbym wyprodukować. To już wszystko przeszłość. Czas eksperymentu dobiegł końca, pozostaje mniej lub bardziej szara rzeczywistość. I coś jeszcze. Potrzeba przelewania swoich myśli na papier, klawiaturę, ekran, cokolwiek. Może przygaszona, słabsza niż kiedyś, a jednak ciągle obecna gdzieś tam z tyłu głowy. Jeśli jednak mam wskrzesić Trzydzieści Jeden Dni, to warto, bym na początek odpowiedział sobie i Wam na jedno proste pytanie: dlaczego?
Subskrybuj:
Posty (Atom)