czwartek, 25 sierpnia 2011

23. Pierwszy wielbłąd.

Co odróżnia człowieka od zwierząt? Większość z nas potrafi wymienić kilka cech, jakie przypisuje się jedynie naszemu gatunkowi. Artykułowana mowa, abstrakcyjne myślenie, umiejętność posługiwania się narzędziami. Spotkałem się jednak z opinią, że te powszechnie znane przykłady nie są wcale tak trafne, jak się wydaje. Okazuje się bowiem, że podobne zachowania można odnaleźć u niektórych zwierząt. Niektóre małpy potrafią używać narzędzi, nawet jeśli są to jedynie kawałki drewna czy kamienia. Zdolność posługiwania się "mową" przypisuje się delfinom, jeśli mnie pamięć nie myli. I tak dalej... Co więc sprawia, że jesteśmy wyjątkowi? Autor wspomnianej opinii wskazuje własną odpowiedź - śmiech.

Ktoś może zapytać: "A co z hienami? Te ponoć też się śmieją". Owszem, wydawane przez nich dźwięki przypominają ponoć to, co nazywamy śmiechem, niewiele mają jednak wspólnego z naszymi radosnymi reakcjami na usłyszany dowcip czy występ ulubionego kabaretu. "Śmiech" hien, jak dowodzą uczeni, jest raczej formą komunikacji, być może kolejnym przykładem tego, że zwierzęta potrafią porozumiewać się w sposób bardziej złożony, niż moglibyśmy przypuszczać.

Żadne wiec zwierze nie zna śmiechu w takiej postaci, w jakiej zna go człowiek. Żadne z nich nie zna pojęcia "śmieszności". Jak myślicie, dlaczego? Jedną z możliwych odpowiedzi podsuwa nam Nietzsche mówiący: "Może wiem najlepiej dlaczego tylko człowiek potrafi się śmiać: tylko on cierpi tak bardzo, że musiał wynaleźć coś takiego jak śmiech". Nie jestem pewien, czy możemy mówić o "wynalezieniu" śmiechu. Chyba jest to jednak coś, co leży w jakiś sposób w naszej naturze. Nie da się jednak ukryć, że jest nam bardziej niż potrzebne, może wręcz niezbędne do przetrwania.

Śmiech jest jednym z "zaworów bezpieczeństwa" naszej psychiki. Rozładowuje napięcie powstałe w relacjach międzyludzkich, jak i w nas samych. Gdy gromadzi się w nas stres, przygnębienie, poczucie beznadziejności i przytłoczenia bieżącymi sprawami, pomaga nam to wszystko od siebie odsunąć na jakiś czas, nabrać dystansu. Jest formą radzenia sobie ze światem, z tym, na co nie mamy wpływu. Jeśli nie możemy czegoś zmienić uczymy się to akceptować, ale też śmiejemy się z tego. Wyśmiewamy więc absurdy dnia codziennego, niedopatrzenia prawne, sytuację polityczną, czy wręcz ustrój jako taki. Śmiech sprawia, że jest nam łatwiej radzić sobie w sytuacjach trudnych. Czasami ciężko wręcz sobie wyobrazić codzienność bez niego.

W tym miejscu wielki ukłon kieruję do ludzi, którzy ten śmiech potrafią w nas wzbudzać. I nie mam na myśli jedynie artystów związanych z kabaretem. Mówią tutaj przede wszystkim o ludziach z naszego otoczenia, którzy potrafią sprawić, że rozboli nas brzuch. O przyjaciołach, sąsiadach, współpracownikach, a także zupełnie przypadkowych osobach, które potrafią nam w fantastyczny sposób ubarwić dzień*. Powiadam Wam: jesteście wielcy i robicie dla świata i ludzi wokół siebie o wiele więcej niż Wam się wydaje. Wasz dar, bo niewątpliwie jest to pewien dar, to coś więcej niż niesienie ludziom czczej rozrywki. To tak, jakbyście szli między ludzi, skrytych w cieniu zwykłego życia niosąc im w otwartych dłoniach dodatkowe Słońce. Za to Wam dziękuję. Nie przestawajcie.

Na koniec wzmianka o tym z czego śmiać się wypada, a z czego nie. Jak wiadomo, jest bowiem wiele żartów, których opowiadanie w szerokim gronie jest co najmniej nie na miejscu. Dowcipy o pewnych grupach zawodowych, seksistowskie, szowinistyczne, zahaczające o tematykę religijną. Nie można też zapomnieć o tzw "czarnym humorze", który skupia się zwykle na sprawach zupełnie nieśmiesznych. Czy opowiadanie tego typu kawałów i śmianie się z nich jest czymś złym? Nie wydaje mi się. Spotkałem się nawet z artykułem w prasie katolickiej traktującym o tym, że żarty o tematyce religijnej nie są potępiane przez Kościół. Bo i dlaczego? Wszak żart, jak sama nazwa wskazuje nie jest atakiem na instytucje, religię czy wierzących. Gdy ktoś ma w głowie nieco rozsądku, a jego poczucie humoru zdążyło się z miarę dobrze wykształcić to uśmiechnie się słysząc żart o Chrystusie chodzącym po balach i nie poczuje się urażony. Podobnie jest chyba z resztą takich kawałków, co do których nie jesteśmy czasami pewni, czy wypada je opowiedzieć czy nie. Owszem, niektóre są naprawdę paskudne i w gruncie rzeczy większość ludzi, nawet opowiadających, zdaje sobie z tego świetnie sprawę. A jednak śmieszą nas, potrafią poprawić nam dzień. Jeśli więc znajdujemy się w gronie osób, którym tego typu rzeczy nie przeszkadzają, to droga wolna. Szczerzmy ząbki, zataczajmy i tarzajmy po podłodze. W końcu to zdrowe.

*Nawet w tym momencie mam tu obok takiego kogoś właśnie. W chwili, gdy pisałem te słowa, powiedział mi coś, co sprawiło, że roześmiałem się w głos. Podzieliłbym się tym z Wami, ale to dość specyficzny humor, który bez znajomości kontekstu nie jest wcale tak zabawny.

4 komentarze:

  1. Śmiech to zdrowie? No coś Ty:P nie wiedziałabym.;p
    Myślisz, że czemu tyle się śmieję??
    Będę żyć wiecznie!!!:D

    ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziurawy durszlak27 sierpnia 2011 23:29

    Taa widzę że nawet ja zostałem swój ślad w tej notce :D Cóż to nie był jedyny moment kiedy przeze mnie wybuchnąłeś śmiechem :P Pamiętasz akcję z Biblioteki?

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonim ze Skierniewic7 listopada 2011 13:41

    Szybko odszedłeś od głównego tematu i przeszedłeś do znaczenia śmiechu w życiu. Too fast, too much. A sam wywód o roli "chichotania" w porządku i konkretnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziurawy durszlak7 listopada 2011 13:44

    Anonimowy gogogo, więcej, szybciej, ciśniesz!

    OdpowiedzUsuń