wtorek, 23 sierpnia 2011

21. Nie jest najpiękniejsza.

Szkoła średnia, lekcja polskiego. Jestem odpytywany ze znajomości lektury, konkretnie "Przedwiośnia". Pech chciał, że z takich czy innych względów (najprawdopodobniej niemałą rolę odegrało zwyczajne lenistwo) przeczytałem zaledwie połowę. Jeszcze większy pech sprawił, że nie znałem odpowiedzi na zadane pytanie, choć dotyczyła tej właśnie części, która powinna być mi znana. Polonista nabrał pewnych podejrzeń i w końcu zapytał: "Czytałeś lekturę? Przyznaj uczciwie" No to przyznałem, wszak uczciwość popłaca, nie? Skutek: jedynka z wagą cztery (dla niezorientowanych: tak jak cztery jedynki). Taki był efekt nieczytania lektur i przyznawania się do tego błędu. A jaką miałem inną możliwość? Mogłem iść w zaparte i powtarzać, że lekturę czytałem, a to mi akurat wyleciało z pamięci. Gdybym się upierał wystarczająco długo, nauczyciel doszedłby do wniosku, że jest tylko jeden sposób by dowieść czy czytałem czy nie: pisemna treściówka. Na tę jednak było już za mało czasu, więc zaproponowałby mi pisanie jej na następnej lekcji. Był to piątek, a więc następny polski przypadał na poniedziałek dopiero...

Oto jak daleko zajechałem na byciu "uczciwym". Czy żałuję, że wtedy nie skłamałem? Nie, bo choć polonista tego pewnie nie zauważył, wykazałem wielką słabość jego "doskonałego" systemu oceniania i podejścia do ucznia w ogóle. W zasadzie czułem się więc zwycięzcą. Czy jednak zawsze jestem taki prawdomówny i uczciwy? Nie do końca. Owszem, uważam, że są takie chwile, kiedy prawda jest jak najbardziej wskazana i konieczna. Pewnych rzeczy, relacji z drugim człowiekiem nie da się zbudować na kłamstwie. Gdy zaś kłamiemy w sprawach ważnych może się to za nami długo ciągnąć. Z czasem zaczną wychodzić na jaw słabe punkty naszego kłamstwa, wszystko zacznie się chwiać. Wtedy mniej lub bardziej umiejętnie preparujemy kolejne, małe kłamstewko by podeprzeć to duże. I tak stopniowo, krok za krokiem pchamy się we własną pajęczynę, z której ciężko się będzie wydostać.

Każdy, kto oglądał kiedyś "House'a" musiał choć raz usłyszeć jego maksymę pod tytułem "Wszyscy kłamią". Nie sposób się z tym nie zgodzić. Sam znam chyba jedynie pojedyncze osoby, które nigdy mi nie nałgały, a przynajmniej tak mi się wydaje. Można je chyba nazwać wyjątkami potwierdzającymi regułę. Czy oznacza to jednak, że wszyscy są wstrętnymi kłamcami? Czy każdy tylko czyha na okazję by mnie zmanipulować, oszukać, czy w inny sposób zaszkodzić? Albo bardziej ogólnie: czy zawsze kłamiemy w złych intencjach?

Oczywiście, że nie zawsze. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że najczęściej kłamiemy w jak najlepszej wierze. Czasami kłamstwo szalenie upraszcza wyjaśnienie jakiejś kwestii, wytłumaczenie czegoś (no dobra, to  robimy głównie dla siebie akurat). Często jednak kłamiemy, żeby... chronić innych przed prawdą. Okłamujemy rodziców, żeby się o nas nie martwili na zapas. Ukrywamy lub zniekształcamy pewne fakty w rozmowach z osobami nam najbliższymi, żeby ich nie zranić.

Czy to dobrze czy źle, że posługujemy się tymi kłamstewkami? Ciężko jednoznacznie orzec. Co jest bowiem złego w tym, że ukrywamy przed kimś, że jesteśmy śmiertelnie chorzy by się o nas nie martwiono i nie otaczano nadmierną troską? Lub ukrywamy przed dzieckiem, że może być poważnie chore mówiąc, że ciągłe badania, które przechodzi są zupełnie niegroźne, rutynowe? Zwyczajnie nie chcemy martwić go na zapas. Mówimy rodzicom, że nocujemy u znajomych, dwie ulice od domu, podczas gdy w rzeczywistości jedziemy do innego miasta na koncert. Tutaj można by podyskutować o odpowiedzialności i o tym, co by było gdyby na koncercie owym wydarzył się jakiś wypadek... Najczęściej się jednak nie wydarza, a troskliwe matki śpią spokojnie. Wilk syty i owca cała. Innym razem z kolei mówimy osobie, z którą nie mamy ochoty się spotkać, że "nie mamy czasu". Tutaj już naprawdę jest różnie. Ja osobiście jestem na to wyczulony i wolałbym chyba, by powiedziano mi wprost dlaczego wysyła się mnie do diabła. Kto wie jednak, może w niektórych przypadkach jest to naprawdę dobre rozwiązanie, a tym którzy je słyszą jest lżej słyszeć coś takiego niż na przykład "nie chcę cię dziś widzieć".

Jak widać prawda, wbrew temu co mówią niektórzy, nie zawsze jest najpiękniejsza. Przeciwnie - bardzo często jest naprawdę paskudna. Czy w takim razie pochwalam kłamstwo? Nie, tego nie mogę powiedzieć. Uważam, że powinno się mówić prawdę tak często, jak tylko można. Nie dlatego, że jest piękna, a dlatego, że tak jest uczciwie. Pewnie sami również chcielibyśmy ją słyszeć. Bądźmy więc rozważni wybierając między prawdą a fałszem. I miejmy na uwadze, że kłamstwo może wyjść na jaw, a niektórzy ludzie czytają w nas jak w otwartej księdze lub są zwyczajnie bardzo domyślni i okłamanie ich graniczy z cudem.

3 komentarze:

  1. Kłamstwa sprawiają, że niektórym ludziom jest milej. Powiemy coś tylko po to, żeby nie skrzywdzić drugiej osoby, ale sami mamy to później na sumieniu albo po prostu przeczymy własnym myślą.
    Dlatego wolę mówić wprost co myślę, nawet jeśli moje słowa bolą.
    Zawsze można powiedzieć prawdę delikatniej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie chodzi o to, by "kłamać by było milej". To mi się kojarzy z mówieniem komplementów w rodzaju "ładnie dziś wyglądasz" podczas gdy wcale tak nie myślimy. Chodzi o to, że czasami warto skłamać, by nie było "niemiło", by nie utrudniać komuś życia, nie sprawiać niepotrzebnego bólu.

    Moje sumienie lepiej radzi sobie z takim małym kłamstwem niż z widokiem osoby, która przeze mnie płacze, bo usłyszała jedno słowo prawdy za dużo. Ale to ja...

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonim ze Skierniewic7 listopada 2011 11:39

    Studiuje w mieście, w którym na ścianach często można znaleźć napis: "Tylko prawda Cię wyzwoli". Zgadzam się, że prawda najczęściej jest najlepszym rozwiązaniem. Ale czasem dla aby wyrządzić mniejsze zło trzeba skłamać. Oczywiście kłamstwo ma krótkie nogi, ale dobry kłamca potrafi je wystarczająco wydłużyć. Ponad to sądzę, że kłamstwo jest częścią taktu. Nie zawsze mówienie tego co się myśli dobrze będzie o Tobie świadczyć (w szczególności kobietom). Dlatego trzeba tak dobierać słowa, abyś był spokojny na sumieniu ;).

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń