niedziela, 14 sierpnia 2011

13. Uciec przed przeznaczeniem.

Słyszałem kiedyś o kilku teoriach, mających wyjaśnić powstawanie zjawiska "deja vu". Jedna z nich w szczególny sposób przypadła mi do gustu. Była w niej mowa o tym, że w momencie narodzin, opuszczając łono matki, dziecko zna całą swoją przyszłość. Widzi całe swoje życie, jakby oglądało bardzo przyspieszony film. Później jednak natychmiast zapomina o tych wszystkich obrazach. Deja vu zaś następuje wtedy, gdy w jakiś niewyjaśniony sposób udaje mu się przywołać z pamięci fragment takiego wspomnienia. I stąd wrażenie, że "to już było". Czy to jednak możliwe, by cały nasz los był przesądzony już na długo przed tym nim zdążymy zaczerpnąć pierwszy oddech?

Pamiętam lekcję religii w szkole średniej, kiedy to katecheta opowiadał nam o przypadku i przeznaczeniu. Co ciekawe dowodził, że zarówno jedno i drugie czasami występuje. Nie pamiętam dokładnie jak brzmiały jego wyjaśnienia, jednak wydawały mi się dosyć mętne. A może była to jedynie kwestia mojego nastawienia i własnych, mniej lub bardziej wyklarowanych poglądów. Wydawało mi się bowiem, że powinno być "albo albo". Albo mówimy o przeznaczeniu, albo o przypadkach. Nie bardzo mogłem pojąć, że te dwa terminy mogą obok siebie współistnieć. A jednak.

Co sądzę o tym dzisiaj? Z jednej strony myśl o tym, że wszystko co się wokół mnie dzieje zostało z góry ustalone jest niepokojąca. Nieprzyjemna. Wszystkie decyzje, jakie podejmuję nieraz nie bez wysiłku, z takim czy innym skutkiem, byłyby wtedy bez znaczenia. Bo przecież było wcześniej ustalone, że tak postąpię i przyniesie to taki efekt. Jak w scenariuszu jakiegoś taniego filmu. Co wtedy z naszą wolną wolą? Z drugiej strony, są chwile w życiu, kiedy wszystko wydaje się być na miejscu. Spotykamy pewnych ludzi, odwiedzamy miejsca, czy bierzemy udział w wydarzeniach, które w jakiś sposób wydają się częścią naszego życia. Częścią nas samych. Czujemy się przy nich jak najbardziej "na miejscu". Mamy takie poczucie właściwości. Myślimy sobie: tak musiało się stać. Musiałem poznać tę osobę. Musiałem tu przyjechać. Musiałem to zobaczyć. Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Czy takie ważne dla nas sprawy możemy przypisać ślepemu losowi? Mnie się to nie podoba.

Jak to więc w końcu jest? Obawiam się, że prawda leży tam gdzie zwykle ma w zwyczaju - po środku. By pokazać jak według mnie wygląda relacja miedzy tym co z góry ustalone, a tym, na co mamy pełny wpływ posłużę się przykładem zaczerpniętym z gier komputerowych.

Podejrzewam, że większość z Was kojarzy gry cRPG. Dawniej wszystkie tytuły z tego gatunku miały zupełnie liniową fabułę. Co to znaczy? Mniej więcej tyle, że aby ukończyć grę trzeba było odwiedzić pewną liczbę miejsc i wykonać pewna liczbę zadań w określonej kolejności. Należało krok po kroku iść śladem wytyczonym przez twórców gry. Wszystko było z góry ustalone. Później jednak gatunek zaczął ewoluować i pojawiły się gry z fabułą nieliniową. Tutaj mieliśmy już w zasadzie pełną swobodę. Mogliśmy iść praktycznie wszędzie i robić to, na co mieliśmy ochotę wybierając z dziesiątek, albo setek zadań nie mających wiele wspólnego z głównym wątkiem fabularnym. Prawda byłą jednak taka, że co nieco z czasów liniowych pozostało. Aby "pchnąć" akcję gry do przodu, należało prędzej czy później wykonać jakieś kluczowe dla rozgrywki zadanie. Takich zadań nie było naprawdę tak wiele podczas całej rozgrywki, a między wykonywaniem jednego a drugiego mieliśmy niemal pełna swobodę ruchów. Wciąż jednak był ten element chodzenia od punktu A do punktu B w sposób, jaki ktoś z góry zaplanował.

Domyślacie się do czego zmierzam? Według mnie podobnie jest z naszym życiem. Przez większość czasu robimy co nam się żywnie podoba. Są jednak takie punkty, przez które musimy przejść, osoby, które musimy poznać. Bo jest nam to pisane. Owszem, może to być jedynie takie wrażenie. Pewne wydarzenia, ludzie, miejsca, wywierają na nas tak silne wrażenie, że nie wyobrażamy sobie, by mogło ich w naszym życiu nie być. Nie trzeba od razu tłumaczyć sobie tego przeznaczeniem. Ja jednak, będąc zwolennikiem pewnego rodzaju porządku we Wszechświecie, a jednocześnie doświadczając od czasu do czasu wspomnianego "bycia we właściwym miejscu i czasie" tak właśnie będę to sobie tłumaczył.

2 komentarze:

  1. Powiem Ci , że ciekawa teoria. Chodzi mi oczywiście o to, że wszystko "widzieliśmy" już wcześniej i dlatego teraz mamy to uczucie deja vu..

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonim ze Skierniewic7 listopada 2011 10:57

    Ciekawa interpretacja. Naprawdę jestem pod wrażeniem. Ja osobiście wolę się nad tym nie zastanawiać i wychodzę z założenia: "Co ma być to będzie" i tak sobie poradzę ;).


    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń