środa, 3 sierpnia 2011

03. Naiwne pytania, dorosłe dzieci.

Dawno dawno... no dobra, bez przesady.
Jakiś czas temu, gdy mój wiek można było wyrazić pojedynczą cyfrą miałem, podobnie jak większość moich rówieśników, zwyczaj zadawania wielu pytań. Nie wszystkie były mądre, a może nawet tych "mądrych" wcale nie było za wiele. Pewnego razu na przykład, mając lat około pięciu, zapytałem swych rodzicieli "czy dziecko jest człowiekiem?". Skąd takie pytanie? Nasłuchałem się jakichś rozmów o dorosłości i magicznej granicy 18 przeżytych wiosen, tak to mniej więcej pamiętam. Nie pytajcie jednak skąd wzięło mi się pytanie o człowieczeństwo. Nie mam bladego pojęcia. Niezbyt pamiętam też odpowiedź jakiej mi udzielono. Wiem jedynie, że poczułem się jakoś głupio, a sytuacja ta utkwiła mi mocno w pamięci.


Po upływie kilku lat, myślałem o tamtym pytaniu jako czymś bezdennie głupim. Tak po prostu, nie wyrzucając sobie owej głupoty, ani nic podobnego. Byłem dzieckiem. Zapytałem i tyle. Gdy jednak znów minęło trochę czasu, zacząłem to widzieć w nieco innym świetle. Oczywiście głupie pytanie nie stało się od razu mądrym, co to to nie. Zdałem sobie jednak sprawę, że wbrew pozorom dotyka bardzo ważnego problemu.

Jakie bowiem są dzieci? Jacy byliśmy my sami, mając warkoczyki na głowie czy pozdzierane kolana? Wydaje mi się, że po prostu prawdziwi. Mówiliśmy to, co myśleliśmy, nie myśląc o konsekwencjach. Nie udawaliśmy kogoś, kim nie byliśmy. Czemu mielibyśmy postępować inaczej? Nie zdążyliśmy się jeszcze nauczyć kłamać, oszukiwać, mówić innym to, co chcą usłyszeć albo wręcz nimi manipulować. Sami też byliśmy ufni. I nie mam na myśli wiary w czary, czy świętego Mikołaja, ale zwyczajną wiarę w drugiego człowieka. W słowa. Dopiero później uczy się nas, by we wszystko wątpić. Musimy być czujni by nie dać się oszukać, wykorzystać. Ponadto zaś potrafiliśmy się bawić i być szczęśliwymi. Tak naprawdę. Bez alkoholu czy innych używek, bez pieniędzy wydawanych na uciechy, bez tysięcy rzeczy, które robią dorośli ludzie by zapewnić sobie to tak zwane szczęście. Lub iluzję szczęścia. Wystarczyły nam kolorowe klocki, kawałek podwórka czy podłogi własnego pokoju (jeśli ktoś posiadał własny). No i oczywiście niezmierzone poligony wyobraźni.

Pozwolę sobie powrócić do swojego idiotycznego pytania: czy dzieci są ludźmi? Otóż są kimś znacznie więcej. Stanowią kwintesencję człowieczeństwa. Ze swoją szczerością i otwartością na świat, prawdziwą fascynacją tym, co je otacza, nieustannym zachwytem nad drobnostkami. Ze swoją beztroską, ze swoimi łzami i głośnym śmiechem. Bezinteresowne, ceniące czekoladę wyżej niż bilety NBP. Ludzkie.

Nie wydaje Wam się, że powinniśmy trochę tego zatrzymać w sobie, zamiast zanurzać się do końca w tej jakże przereklamowanej dorosłości? Nie mówię, że całość, albo na zawsze. Mówię: jak najwięcej i na jak najdłużej. I nie naśladujmy Piotrusia Pana. Rzecz nie w tym by nigdy nie dorosnąć. Bycie "dużym" również nie jest takie straszne, a przy tym dość nieuniknione. Im więcej w nas jednak dzieci, tym lepszymi ludźmi jesteśmy. A to nie jest ani proste ani takie oczywiste w naszym XXI wieku, czyż nie?

W ostatnich słowach uśmiechnę się jeszcze do osób, które znają obie piosenki wymienione w dzisiejszym tytule, może stanowią pewne uzupełnienie moich słów, a może... zdecydujcie sami. A w wolnej chwili wybierzcie się na plac zabaw. Wiem, że na tych tablicach widnieje nieraz "dla dzieci do 12 roku życia" ale nie widziałem by kogoś wygoniono za to, że przyszedł się pohuśtać...

I jeszcze jedno. Pamiętajcie, co powiedział kapral Wiaderny*: "...i trzeba być człowiekiem, a nie ścierką..."

*Kroll

7 komentarzy:

  1. Na wstępie pozwolę sobie zacytować Twoje słowa w dzisiejszym "rozdziale przemyśleń" że tak to ujmę...
    =)

    "Mówiliśmy to, co myśleliśmy, nie myśląc o konsekwencjach. Nie udawaliśmy kogoś, kim nie byliśmy." - coś w tym jest. Na szczęście niektórzy nadal starają się tak robić. ( o czym wiesz już od jakiegoś czasu, gdy sama Ci tak powiedziałam. Bo po co udawać?)

    Zresztą.


    Co do dalszej części... (zapomniałam co miałam napisać:D ) hmm.
    W dziecku jest TA siła, która (gdyby tylko miał możliwości, powiedzmy jak dorosły), mógłby zdobyć świat. Niestety, z wiekiem zatracamy to wszystko co jest tak bardzo ważne.
    Nie tylko wewnętrzną siłę przebicia, nadzieję, że możemy wszystko, ale nawet te wyobraźnię...
    Wszystko staje się dla nas "szarą codziennością" nagle widzimy granice, bariery, własne słabości...
    A gdyby tak znów patrzeć oczyma dziecka? Móc mieć "wszystko na wyciągnięcie ręki"?
    Czyż życie nie było by lepsze?

    OdpowiedzUsuń
  2. Często mam tak, że chciałabym wrócić się do tych lat dziecinnych, gdzie nie było problemów i liczyło się to ile puzzli uda mi się ułożyć. Gdy świat był na wyciągnięcie ręki. Powinno być na odwrót. Powinniśmy najpierw rodzić się dorośli z pieniędzmi i świadomością o świecie a potem młodnieć i móc się bawić i żyć pełnią życia."

    OdpowiedzUsuń
  3. Dorośli również mają wiele pytań tylko boją się wypowiadać je na głos. Tym właśnie różnią się od dzieci. Dziecko zadaje pytanie i oczekuje odpowiedzi. Nam (a szczególnie kobietom, których myślenie jest bardzo skomplikowane) tego brakuje. Gdybyśmy posiadali takie proste mślenie, nie balibyśmy się zadawać pytania, które może wydawałyby się naiwne, ale za to zdobylibyśmy wiedzę, wzbogacilibyśmy się i... osiągnelibyśmy swój cel:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że w każdym dorosłym jest małe dziecko lecz prędkość życia, pogoń za pieniądzem i otaczające problemy powodują to, że nie mamy czasu dla siebie i swoich marzeń :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytajac przpomnial mi sie urywek ksiazki Maly Ksiaze. Jeżeli mówicie dorosłym: "Widziałem piękny dom z czerwonej cegły, z geranium w oknach i gołębiami na dachu" - nie potrafią sobie wyobrazić tego domu. Trzeba im powiedzieć: "Widziałem dom za sto tysięcy złotych". Wtedy krzykną: "Jaki to piękny dom!"
    Wedlug mnie gdy mamy coraz wiecej lat nie umiemy dostrzegac piekna, pedzimy coraz szybciej przez zycie, dazac do sukcesow i powiekszania swoich zasobow materialnych...
    dzieci sa bardziej wrazliwe na piekna swiata:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonim ze Skierniewic7 listopada 2011 09:53

    Nie zgodzę się z Tobą Ennear. Moim zdaniem dzieci są naiwne i nieprzystosowane do życia. Nie przejmują się niczym, bo nie muszą. Wszystko jest dla nich niesamowite, ponieważ wszystko jest dla nich nowe. A posiadanie w sobie dziecka? Proszę Cię... Im więcej dziecka w Tobie, tym mniej dojrzałości. Życie to nie (je)bajka. Nie można całe przeżyć na marzeniach i beztrosce. Czas dorosnąć i żyć odpowiedzialnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Co rozumiesz przez to "przystosowanie do życia"? Umiejętność kłamania i zrobienia wszystkiego, byle osiągnąć własne cele? W takim razie zgadzam się, są nieprzystosowane. Nadal jednak - bardziej ludzkie.

    Wciąż potrafię się zachwycić widokiem nieba, gór, czy jesieni. Czy to znaczy, że są to dla mnie widoki nowe? Tych nowości z resztą i w życiu dorosłych jest niemało. Nowe miejsca, nowi ludzie, nowe kwiaty w wazonie? Ale kogo to interesuje? Trzeba robić karierę, zarabiać pieniądze, kupić sobie lepszy samochód. I nie po to nawet by się nim zachwycić. Chodzi już głównie o to by mieć kolejny symbol swojego statusu. By inni widzieli, że stać nas na takie auto.

    Nie mówię oczywiście, że tak jest zawsze. Wbrew temu co mówisz bowiem, można być dorosłym i dzieckiem jednocześnie. Można być odpowiedzialnym, uczyć się, pracować, założyć rodzinę. I nigdy nie wyrosnąć z marzeń. Bo komu to przeszkadza?

    OdpowiedzUsuń