sobota, 27 sierpnia 2011

26. Coś innego. (część 2)

Szybko okazało się, że programy kosmiczne nigdy nie zostały tak naprawdę porzucone. Owszem porzucono stacje kosmiczne oraz zaprzestano lotów załogowych uznając te przedsięwzięcia za zbyt kosztowne. Przez cały czas trwały jednak prace teoretyczne nad podróżami gwiezdnymi, prowadzono badania mające umożliwić terraformowanie i kolonizację nie zdatnych do życia planet, projektowano statki i urządzenia wątpiąc, czy kiedykolwiek ujrzą one światło dzienne. A jednak taki dzień nadszedł. Szybko powyciągano więc wszystkie te dane z archiwów, tajnych ośrodków i szyfrowanych baz danych. Sztab naukowców koalicji, w skład którego weszło wielu spośród twórców wspomnianych projektów, w przeciągu tygodni zebrał je w spójną całość. Najpierw powstały ogromne gwiezdne stocznie, a niedługo później ruszyła budowa pierwszej floty kolonizacyjnej.

Nakład pracy i środków jaki skierowano do realizacji tego przedsięwzięcia był ogromny. Do minimum ograniczono finansowanie instytucji uznanych w tej sytuacji za drugorzędne. Medycyna, szkolnictwo, służby publiczne, transport, oszczędzano nawet na bezpieczeństwie redukując m.in liczbę funkcjonariuszy strzegących porządku na ulicach megamiast. Nie tylko wyciągano każdego dolara z każdej instytucji i z każdej jednostki, z której dało się go wyciągnąć. Więcej - wyżymano te instytucje i jednostki by wykręcić z nich ostatnie centy. Dbano jedynie o zapewnienie wszystkim żywności, opieki medycznej, podstawowego bezpieczeństwa. Być może wszystkim było trudniej niż wtedy, gdy stali nad krawędzią śmierci głodowej. A jednak godzili się na to, upojeni wizją Ziemi Obiecanej.

W czasie gdy orbitę okołoziemską wypełniały wielkie kosmiczne frachtowce zwane Arkami, superszybkie sondy przeczesywały dalekie układy w poszukiwaniu wody, tlenu i tego co one ze sobą niosą - życia. Nim flota była gotowa udało się odnaleźć odpowiednią planetę. Nie tylko znajdowały się w niej wszystkie poszukiwane czynniki. Doniesienia mówiły wręcz o atmosferze bardzo podobnej do Ziemskiej, choć z nieco inną gęstością powietrza i zaburzeniami grawitacyjnymi. Przede wszystkim zaś wszystkich napompowała optymizmem wieść o znalezionej tam bujnej roślinności. Nie upłynęła doba, by okrzyknięto ten o połowę większy od rodzimej Ziemi glob nową nadzieją dla ludzkości. I nim nawigatorzy statków zdążyli ustawić odpowiedni kurs nadano jej właściwą, jakby się wydawało, nazwę - Kanaan.

Nowy świat znajdował się w odległości dalszej niż sięgały oczy naszych potężnych wydawałoby się teleskopów, prześwietlających jeszcze sto lat temu znaczny obszar naszej kosmicznej okolicy. Nowe statki miały przebyć tę przekraczającą ludzkie wyobrażenie odległość w relatywnie krótkim czasie kilkunastu ziemskich lat. Wszystko to za sprawą nowego, eksperymentalnego napędu, który sprawiał, że statki bardziej "przeskakiwały" z jednego do drugiego punktu w linii prostej, niż "leciały" w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Nie było czasu na długotrwałe testy, jednak naukowcy zapewniali, że te przeprowadzone w warunkach laboratoryjnych dają doskonałe rezultaty i są prawie pewni, że podróż nie sprawi żadnych problemów.

Wspomniane "prawie" nie zniechęciło grona ludzi, którzy zgłaszali się tłumnie na ochotników do pierwszej misji. Gdyby zaproponowano podobną możliwość ich przodkom kilkaset lat wcześniej, chętnych nie byłoby tak wielu i to nie tylko dlatego, że wtedy nie groził nam głód i w bliskiej perspektywie zagłada. Ówczesna Ziemia, nadal dość czysta, pokryta wspaniałą roślinnością i zamieszkana przez różnorakie zwierzęta była czymś naprawdę pięknym i mało kto chciałby z tego zrezygnować na rzecz niepewnej przyszłości w świecie, do którego nie dociera ani jeden promyk naszego kochanego Słońca. Teraz jednak było inaczej. To Kanaan dawał nadzieję na zobaczenie tego piękna raz jeszcze. Ludzie zaś obiecywali sobie, że tym razem to piękno docenią i nie przyczynią się swą bezsilnością do jego unicestwienia.

Prognozy techników i ludzi nauki sprawdzały się. Podróż pierwszej floty kolonizacyjnej przebiegła bez problemów. Jedynie na jednym z trzydziesty pięciu okrętów doszło do awarii, przez którą załoga musiała zawrócić nie opuszczając nawet Układu Słonecznego. Pozostałe dotarły do celu nawet wcześniej niż pierwotne zakładano. Po siedmiu latach, gdy Arki znajdowały się mniej więcej w połowie drogi, wyruszyłą druga flota. Po kolejnych sześciu, a więc w momencie, gdy pierwsi koloniści stawiali swe stopy na nowej Ziemi, przygotowywano Trzecią.

Wracając jednak do pełnych zapału osadników z pierwszej floty. Natychmiast zachwyciło ich piękno Kanaan przypominającej dawną ziemską Amazonię, której roślinność ewoluowała może w sposób bardziej barwny i fantazyjny niż nasza. Przez gęstwinę przypominających bambusowe tyczki krzewów trzeba było przebijać się przy użyciu laserowych noży, które szybko przemianowano na Maczety. Każdy metr kwadratowy pracy kosztował wiele pracy, tym trudniejszej, że temperatura nowego świata byłą znacząco wyższa niż na Ziemi, a to za sprawą dwóch Słońc oświetlających ją niemal bez przerwy. Trudne warunki nieco rekompensowała podwyższona zawartość tlenu w atmosferze, ale i tak musiało upłynąć sporo czasu, by ludzie przywykli do takich warunków.

Jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać domy powstałe ze specjalnych płyt z lekkiego tworzywa. Nie wyglądały zbyt okazale przypominając raczej kontenery niż budynki mieszkalne. Kolonistom nie potrzeba było jednak wiele więcej. Do Ziemi docierały zaś pełne optymizmu zdjęcia i materiały filmowe. Pierwsza mała osada, pierwsza studnia. Koloniści próbujący słodkich, nieznanych owoców nowego świata. Obserwacje płochliwej, drobnej zwierzyny. Wschody i zachody dwóch Słońc. Przywódcy Koalicji opowiadali o wielkim sukcesie oraz o tym, że ludzkość otrzymała ogromną szansę i zrobią wszystko, by jej nie zmarnować. "Znaleźliśmy nową Ziemię, nie pokrytą betonem i metalem, z niebem nie zasnutym dymem i pyłem. Nie zniszczymy tego.". Zapowiadano restrykcyjną politykę ochrony środowiska. Cały przemysł mogący mu choćby w najmniejszym stopniu zaszkodzić, miał pozostać na Ziemi, a w późniejszym czasie planowano stopniowe przeniesienie go na stację kosmiczną, która miała powstać na orbicie Kanaan. Jeśli do tego momentu na Ziemi liczba sceptyków była jeszcze dość spora, oto po tych nowinach zaczęła się gwałtownie kurczyć.

cdpn

1 komentarz:

  1. Anonim ze Skierniewic7 listopada 2011 14:09

    Takie pytanie, czy nazwa "Kanaan" jest inspirowana tytułem jednego anime?:>

    OdpowiedzUsuń