sobota, 20 sierpnia 2011

17. Ginąca E.

Ile listów zdarzyło Wam się otrzymać / wysłać w ciągu całego życia? Takich zwyczajnych papierowych listów w kopertach ze znaczkami, które roznosi "Pan z trąbką"? Więcej niż dziesięć? Mniej? A może żadnego? Ja miałem to szczęście, ze udało mi się napisać i otrzymać odpowiedź na ponad setkę. Wciąż je przechowuję, te otrzymane znaczy się, w starej teczce. A jeśli najdzie mnie ochota zaglądam do nich i cofam się ładnych parę lat wstecz. Kto wie, może już za chwilę zdmuchnę z nich kurz...

Minęło już naprawdę sporo czasu, od kiedy wypadłem z korespondencyjnego obiegu. Zacząłem pisać listy mając lat około 12-stu a trwało to nieprzerwanie przez jakieś trzy lata. Treść tamtych przekazów wydaje się dziś infantylna, a kontakt z korespondentkami urwał się nim miałem okazję poznać którąkolwiek z nich osobiście. A jednak z pewnym sentymentem wspominam to oczekiwanie na pana listonosza, nerwowe zaglądanie do skrzynki, pełne ciekawości rozpakowywanie koperty z moim nazwiskiem. W zasadzie nie było tygodnia by jakaś się nie pojawiła w moich dłoniach.

Dziś już chyba nieliczni porywają się na taką zabawę z listami. Wydają się takie niepraktyczne. Trzeba mieć kopertę i znaczek, który z roku na rok kosztuje coraz więcej. Na odpowiedź trzeba czekać kilka dni. A przecież zamiast tego można zadzwonić, wysłać SMS-a, maila, napisać na GG. Czy naprawdę jest to jednak dokładnie to samo? Czy odczytywanie teksty z ekranu telefonu czy monitora równa się trzymaniu w dłoni kartki zapisanej własnoręcznie przez drugą osobę, znajdującą się gdzieś tam? Czy słowa skreślone niepowtarzalnym charakterem pisma tego kogoś, można zastąpić łańcuchem znaków przesłanych za pośrednictwem sieci? Szczerze wątpię.

Nie będę tutaj nawoływał do porzucenia współczesnych środków przekazu i dołożenia pracy pocztowcom. Nie wydaje mi się, żeby taki apel miał jakiś sens. Owszem, nie wątpię, że są nadal tacy, którzy listy wciąż pisać i pisać będą, dopóki ktoś inny na te listy będzie odpisywał. Prawdę mówiąc może i sam bym się skusił na powrót do tych starych dobrych czasów.. A jednak jest to zjawisko wymierające. W naszym wspaniałym świecie, w którym względy praktyczne wypierają sentymenty. W świecie ludzi wiecznie spóźnionych w pogoni za.. sami nie zawsze wiedzą za czym - nie ma czasu ni miejsca na ślinienie znaczków i bieganie do skrzynki na listy. I oto mamy kolejny przykład tego, jak współczesność odziera życie z magii.

Być może nasi dziadkowie pokazywali naszym rodzicom stare listy miłosne. Przechowywane gdzieś na strychu czy na dnie szuflady, w pożółkłych kopertach, na papierze podniszczonym wielokrotnym składaniem i rozkładaniem. Może nasi rodzice pokazywali podobne listy nam. A co my pokażemy swoim pociechom? Zaciągniemy je do komputerów by wspólnie poprzeglądać skrzynki pocztowe? A może pozwolimy im poczytać nasze archiwum GG? Ktoś może powiedzieć, że to przecież taka sama informacja jak w liście. Te same słowa, ten sam humor czy romantyzm, tyle, że w wersji cyfrowej. W porządku, zgoda. Nasuwa się jednak pytanie... czy emocje można zdigitalizować?

4 komentarze:

  1. Nie mam do kogo pisać. Jeszcze, jak sądzę. Bo wiem, że ktoś się znajdzie. Chciałabym wysyłać listy do siostry, ale ona zbyt często podróżuje. Daleko. Nim list do niej dotrze, jej na miejscu już nie będzie, a listonosz wrzuci kopertę do pustego mieszkania albo odda je w obce ręce.

    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. I przepraszam, chyba przekarmiłam Twoje rybki.

    jeszcze raz M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Listy to wspaniała forma przekazu. Zostają jako pamiątki w pudłach w ogromnych szafach, zawsze można do nich wrócić, powąchać ich specyficzny zapach, zobaczyć pismo człowieka, który starał się coś naskrobać do nas. Odczytać to co przeżył, jego przemyślenia. Zobaczyć jak ręką zadrżała pod naciskiem emocji... Mam bardzo dużo listów i często do nich wracam, niektóre znam prawie na pamięć. Lubię je. Ba. Wręcz kocham. Kocham pisać listy... Niestety ( a może i stety w pewnym sensie oczywiście) powstał Internet. Mało kto pisze listy. Ludzie wolą wejść w Internet i na bieżąco rozmawiać. Nie ma już tego napięcia i oczekiwania kiedy ten list przyjdzie. Nie pyta się mamy czy listonosz był (bo i po co jak przychodzi teraz głownie z rachunkami i czasami z pocztówkami?.)
    Brakuje takiej atmisfery. Cieszę się jednak, że należę do takich ludzi, którzy jeszcze posiadają takie pamiątki.:)

    / Sie rozpisałam. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonim ze Skierniewic7 listopada 2011 11:18

    Listy, tak. Niesamowitym jest dostać list. Kiedyś dostałem list od kobiety mojego życia, która była ode mnie bardzo daleko. Koperta cała w szmince i skropiona jej perfumami. Ręcznie zapisana kartka. Nie ma nic bardziej działającego na zmysły niż dobrze wykonany list. Jeżeli ktoś nigdy nie dostał, niech nawiążę korespondencję z kimkolwiek. Może i email jest szybszy i wygodniejszy, ale list ma w sobie Trochę duszy :).


    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń