wtorek, 25 października 2011

55. Wychowani przez maszynę.

To idiotyczne, ale czuję się czasami człowiekiem "starej daty". Gdy słyszę dumnych rodziców chwalących się tym, jak ich kilkuletnie dziecko świetnie sobie radzi z komputerem dziękuję Bogu, że urodziłem się jeszcze w latach osiemdziesiątych. Dorobiłem się takiej diabelskiej maszyny dopiero pod koniec szkoły podstawowej, kiedy już zdążyłem poznać kawałek świata, którego nie sposób tak naprawdę dostrzec przez okno monitora. Zdążyłem się na ten świat napatrzeć wystarczająco by zrozumieć, że monitor ów nigdy mi go nie zastąpi. Nie zastąpi wyobraźni, która pozwalała w dzieciństwie stać się tym, kim tylko się zapragnęło i przeżywać wspaniałe przygody bez trójwymiarowej grafiki wyświetlanej przed oczami na wielkim telewizorze. Nie zastąpi kontaktu z rówieśnikami, a przede wszystkim z samymi rodzicami.

A ci ostatni się cieszą. Cieszą się, bo pięciolatek świetnie sobie radzi z komputerem, szybko pisze na klawiaturze, śmiga po internecie. A może cieszą się, bo mają spokój? Dzieciak siedzi przed komputerem i nie trzeba się nim zajmować. Nie zadaje głupich pytań, nie plącze się pod nogami. Nie trzeba z nim siedzieć, organizować mu czasu. Wystarczy dać mu michę ze trzy razy dziennie, czasem sprawdzić czy żyje. Przez resztę dnia można zaś spokojnie zająć się własnymi sprawami, swoją jakże ważną karierą. Nie twierdzę oczywiście, że ze wszystkimi tak jest, ale nie możemy powiedzieć, że problem nie istnieje. Popularnych konsekwencji zdrowotnych wynikających z przesiadywania przy klawiaturze od najmłodszych lat nie będę nawet wymieniał. Podobnie jest z internetem - każdy ma chyba świadomość, że znajduje się w nim aż nadto treści nieodpowiednich dla malucha. Niektórzy rodzice posługują się pewnie rozlicznymi programami mającymi nieco złagodzić treści docierające do oczu ich pociech. Skoro jednak są one tak obeznane w cyfrowym świecie, czy nie jest często tak, że potrafią przechytrzyć własnych rodziców?

Nie ma co strzępić sobie języka mówiąc o pornografii, nawiązywaniu podejrzanych znajomości czy udostępnianiu danych osobowych. W kwestii internetu zauważę tylko jedną kwestię. Nie od dziś znane jest powiedzenie głoszące, że sieć jest jednym wielkim śmietnikiem. Wspaniałym, pełnym wielu użytecznych materiałów, o ile potrafi się je wydobyć, a jednak śmietnikiem. Zadajcie więc sobie pytanie, Drodzy Rodzice: czy chcielibyście by Wasze dziecko wychowywało się na śmietniku? Czy pozwolilibyście mu biegać po górach ostrego, zardzewiałego żelastwa, starych opon ii innych części samochodowych? Albo grzebać w odpadkach, w których Bóg jeden wie co może się znajdować? Jakoś mi się nie wydaje...

Jest jeszcze problem tego, że monitor może się stać dla dziecka oknem na świat bardziej wiarygodnym od tego, przez które widzi przydomowy ogródek i niebo. Owszem są to jakieś skrajne przypadki, ale zdarzają się. Nie mówię nawet o czymś tak kontrowersyjnym jak znane "masz jeszcze trzy życia" tak ochoczo pojawiające się przy okazji dyskusji o "złych grach". Mówię o czymś dużo prostszym i spieszę z przykładem wziętym prosto z życia.

Dzieciak, jedenastolatek chyba (wyleciało mi z głowy ile lat miał). Rodzice w pewnym momencie doszli do wniosku, że może jednak za długo siedzi przed ekranem i wypadałoby jakoś zareagować. Akurat były wakacje, znajomi wyjeżdżali na dwa tygodnie na wieś. Zgodzili się zaobserwować malcem. Ten zaś chętnie czy nie - pojechał. Na miejscu, przez pierwsze trzy dni nie mógł się w ogóle odnaleźć. W domu w ogóle nie było komputera. Co więc miał ze sobą zrobić przez cały dzień? Nie miał pojęcia. Próby wciągnięcia go w jakąkolwiek zabawę na świeżym powietrzu kończyły się fiaskiem. Po paru dniach udało się go trochę "naprostować", jednak najlepsze dopiero nadchodziło.

Otóż młodzian zaczął się pewnego dnia chwalić przeróżnymi talentami zdobytymi dzięki komputerowi, głównie zaś dzięki grom. Zarzekał się na przykład, że potrafi doskonale prowadzić samochód. Nie ukrywał też, że z samolotem czy śmigłowcem poradziłby sobie równie dobrze. Oczywiście próbowano mu delikatnie wytłumaczyć, że to co się umie w grze niekoniecznie przekłada się na świat realny i generalnie od jednego do drugiego daleka droga. Wszystko na nic. Był pewien swoich niebywałych umiejętności bardziej niż niejeden student zmierzający na egzamin. Nie pozostawało więc nic innego, jak przeprowadzić eksperyment praktyczny. Zabrano chłopca na jakąś mniej uczęszczaną dróżkę i posadzono za kierownicą samochodu - pierwszego prawdziwego auta w jego życiu. - Jedź - powiedział ktoś. I dzieciak ciężko próbował. Szybko się oczywiście okazało, że mistrzem kierownicy to on jednak nie jest, a samo wciskanie pedału sprzęgła czy obsługa dźwigni zmiany biegów, które to dziwnym zrządzeniem losu nie chciały się zmieniać same, sprawiały mu niemały kłopot. Czy jednak zrozumiał tę lekcję? Skądże. "Ten samochód jest niedobry. Popsuty." - zawyrokował. "Jak to popsuty? Przyjechaliśmy nim przecież tutaj na wieś!" - dopytywano. "Popsuty jest i koniec..."

Nie oszukujmy się, problem rozróżnienia miedzy rzeczywistością a światem wirtualnym nie jest winą "złych gier" czy komputerów samych w sobie. To wina rodziców, którzy zapominają o jednym małym szczególe. Owszem, komputer może zabawić ich dzieci. Może być ich towarzyszem przygód, może je uczyć, może odpowiadając za ich pytania. Generalnie wyręcza ich w wielu obowiązkach. Jednego jednak na pewno nigdy za rodziców nie zrobi: nie wychowa ich pociech, nie pokaże co to znaczy być człowiekiem. Bo i skąd miałby o tym wiedzieć?

Zastanawiam się na koniec, co z tym fantem zrobić? Najchętniej wychowałbym swoje dziecko tak jak sam zostałem wychowany, trzymając go z dala od elektroniki tak długo jak się da. Obawiam się jednak, że to już niemożliwe. Gdy pójdzie do przedszkola nie posiadając komórki, albo nie korzystając w domu z laptopa szybko zostanie okrzyknięty odmieńcem. Bo przecież wszyscy mają. Nie będzie mógł zagrać w popularną grę lub wypowiedzieć się na forum swojej szkoły czy klasy i będą go wytykać palcami na korytarzu. Takie to czasy... Pozostaje więc chyba jedynie rozsądnie dawkować tę wirtualną rzeczywistość. Kontrolować na poważnie co dziecko robi, a nie jedynie instalować byle jakie oprogramowanie, które ma to zrobić za nas. A jeśli już gra, to znaleźć chwilę by mu w tym potowarzyszyć. Przede wszystkim jednak nie wykręcać się od obowiązku wychowania własnego potomstwa. Spędzać z nim jak najwięcej czasu. My, czy nasi rodzice biegaliśmy po łąkach, łaziliśmy po drzewach czy budowaliśmy bazy bo nie mieliśmy zwykle komputerów. Nie było alternatywy. Teraz dzieciaki mają wybór, tylko nie zawsze znajduje się ktoś, kto im ten wybór pokaże.

8 komentarzy:

  1. Hmm wypowiedziałam się już troche na ten temat, więc powiem tylko tyle, że mam nadzieję, że w przyszłości zachowają się tacy rodzice, którzy zostali wychowani tak jak My. Normalnie i że zdążą zauważyć "problem" zanim po prostu ich wsiąknie. Zanim zrobią krzywdę dziecku.

    Tylko co będzie z tymi rodzicami, którzy zostali wychowani tylko przez komputery?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli mowa o wychowaniu... to także cieszę się, że wychowywałam się w latach kiedy komputer i internet nie był tak powszechny jak teraz. Kiedyś to największym szczęściem dziecka była chwila gdy wychodzi z przyjaciółmi pograć w piłkę, pobawić się w chowanego, pochodzić po drzewach... Nic nie zastąpi pierwszych upadków, siniaków one były pewnego rodzaju nauką... A teraz? Teraz największym przyjacielem dziecka jest komputer, to jest jego guru... I właśnie te dzieci zamiast dobrej książki, wolą grę komputerową albo e-booka (co uważam za największą głupotę świata bo nic nie zastąpi tego dotyku kartek...) i jak tu wierzyć, że przyszła młodzież będzie inteligentna, oczytana... lepsza? Szkoda mi tych dzieci, które poza wirtualnym światem nie widzą nic więcej... bo one nawet nie potrafią rozmawiać, nie potrafią zżyć się z drugim człowiekiem. Komputer skazuje ludzi na samotność... a samotność na cierpienie. Nie mówię, że postęp techniczny jest zły - bo fakt faktem ma wiele plusów i usprawnia życie. Jednakże uzależnianie życia od postępu technicznego to już szczyt głupoty.

    A na koniec wypadałoby życzyć światu aby pewnego dnia się zatrzymał na jakiś czas..., żeby ludzie mogli pamięcią sięgnąć przeszłości i sami ocenić czym było ich życie i jak wyglądało... czy są zadowoleni z własnego losu, czy może technika zawładnęła nimi tak bardzo, że zatracili siebie.
    Pozdrawiam,
    Łopokowa. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wczesne lata 90 to jeszcze era grania w "ziemniaka" do wieczora.
    Lata 00 to już era internetu, wymyślonych przyjaciół, kompletnie zastepującyh tych prawdziwych.
    A rodzicom często jest łatwiej kiedy dziecko cichutko sobie siedzi i nikomu nie przeszkadza. Właśnie nie przeszkadza, dziecko to nie jest żółwik, którego od czasu do czasu karmimy. Dziecko to drugi człowiek który uczy się życia 24 h na dobę, i potrzebuje w tym naszej pomocy. A nie kreskówek bądź internetu.
    xo

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale niestety mało kto już to rozumie.
    Dziecko - często jest bo albo "musi" ... albo 'tak trzeba' . Najczęściej jeśli już musi to są to rodzice sami w wieku, w którym powinni jeszcze dojrzewać, dlatego łatwiej im włączyć TV czy koputer dziecku i mieć święty spokój. Zero odpowiedzialnosci...
    I dlatego się cieszę, że jednak jesteśmy z "innej epoki".
    Bo taka prawda. Kiedyś okrzykną tę epokę pewnie komputerową :D:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamiętam moje dzieciństwo! No nie powiem, było świetne. Także łaziliśmy po drzewach, graliśmy w piłkę nożną do późnej nocy. Czasami nawet wracałam o 22! Ooo... wtedy było lanie! ^^
    To były najwspanialsze lata mojego życia. Komputer.. hmm... miałam z nim styczność w szkole, ale w domu nie. Dopiero pod koniec 1- szej gimnazjum moi rodzice dali na go w prezencie. Z jednej strony się przydaje, ale z drugiej... Tak się rozleniwiłam, że rzadko gdziekolwiek chce mi się wyjść ;( Non stop tylko komputer, internet.. Nawet jak już nie mam co robić to i tak siedzę, bo... jakbym zeszła to też by mi się nudziło.

    Co do wychowania dzieci. Masz rację. Nie da się ich całkowicie odizolować od nowoczesnych urządzeń. Ale można ograniczyć im czas, w którym będą miały z nim styczność. Wyznaczyć godzinę, dwie dziennie. Nie więcej nie mniej! Tylko tyle! Nawet jakby prosiły. W ten sposób można wyćwiczyć dyscyplinę. A jeśli będzie możliwość, będzie czas wolny to po prostu gdzieś z nimi jechać. Gdziekolwiek. Byleby je zabawić i pokazać , że istnieje coś innego aniżeli tylko komputer. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja komputer miałam praktycznie od końca przedszkola, mimo wszystko jakoś sensownie dawkowano mi do niego dostęp i przyjaciele, zabawy na świeżym powietrzu, wyobraźnia były całym moim światem. Komputer? - od czasu do czasu było miło zagrać przez godzinkę w Króla Lwa, ale też towarzysko, z przyjaciółką ("przejdziesz mi tą planszę?") :)

    Niestety szybko przekonałam się, że postęp technologiczny zmusza nas do używania tego "ustrojstwa", które okrutnie uzależnia, tu coś na uczelnię, tu sprawdzić konto w banku, czy nawet rozkład jazdy autobusów...

    Czasem robię sobie przymusowy tydzień bez komputera żeby się trochę oderwać.

    Ale zgodzę się, że im dalej w las tym gorzej. Moja 9-letnia kuzynka jeszcze do niedawna biegała z koleżankami z piłką w ręce, huśtała się na huśtawce...2-tyg temu dostałam od niej "zaproszenie" na jednym z portali społecznościowych i uznałam, że świat chyba zwariował! Co 9-letnia dziewczynka robi pół dnia na komputerze? - błąd rodziców, ale tak jak napisałeś, przecież im jest tak wygodniej ;/

    Bardzo podoba mi się to stwierdzenie: "zdążyłem się na ten świat napatrzeć wystarczająco by zrozumieć, że monitor ów nigdy mi go nie zastąpi" i stuprocentowo się z tym zgadzam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Aj też tak czasem postrzegam te młodsze dzieci... tylko komputery im w głowie juz 10 latki komórki noszą ;/ my mogliśmy pomarzyć o czym takim w 6 klasie a kiedy się miało komputer to lans ;d coraz bardziej wciągał... Nie widzą nic poza komputerami, telefonami i grami ;/
    no w sumie czasem ma to te dobre strony :) przy poznawaniu ludzi, itd :)
    Dobrze opisałeś ten temat :)) wielki pluss za to :)) Anna B.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja urodziłam się w "latach 90" i tez dobrze wspominam dzieciństwo ;p komputera tez nie miałam długo i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. :P
    Przeczytałam cały wpis i zauważyłam ze jest w tym coś, bo znam ludzi którzy w ten sposób traktują swoje dzieci kiedy nie maja dla nich czasu. JEDNYM SŁOWEM < no dwoma>:D Dobry Jestes :p

    OdpowiedzUsuń