środa, 19 października 2011

51. Z życia wzięte?

Często zdarza nam się słyszeć różnego rodzaju anegdoty. Czy to w mediach, w występach kabaretowych, czy na żywo od znajomych. Krótkie opowieści o śmiesznych sytuacjach, jakie miały miejsce naprawdę w życiu opowiadającego, lub kogoś kogo zna. Niektóre są tak popularne, że słyszymy je więcej niż od jednej osoby. Jednocześnie niektóre z nich są tak nieprawdopodobne, że ciężko nam jest w nie uwierzyć. Ot, zabawna opowieść, którą ktoś zmyślił w takich czy innych okolicznościach, a którą teraz ktoś inny powtarza by zabawić słuchaczy. Sam myślałem i może nawet myślę nadal, że większość z nich nie wydarzyła się naprawdę, a używane w nich zwroty jak "Zdarzyło mi się kiedyś..." czy "Mój znajomy miał swego czasu taką przygodę..." są tylko elementem występu, przedstawienia. Czy tak jest jednak naprawdę? Okazuje się, że nie...

Wydaje mi się, że dość popularne są anegdoty o komunikacji miejskiej i kontrolerach biletów ścigających gapowiczów. Wachlarz dowcipów na ten temat jest naprawdę szeroki. Sam też znam kilka tego typu opowieści. Część przekazał mi ojciec, część słyszałem gdzie indziej. Słyszałem na przykład anegdotę o człowieku, który miał całe kieszenie marynarki wypełnione starymi, skasowanymi biletami. Gdy kontroler podchodził do niego i pytał o bilet wyciągał zawartość jednej z nich mówiąc "na pewno gdzieś tutaj jest". Może nawet, przez zupełną złośliwość upuszczał tych kilkadziesiąt biletów na podłogę pojazdu. A gdyby trafił się zawzięty "kanar" i postanowił naprawdę je wszystkie przejrzeć i sprawdzić? No cóż... pozostawała druga kieszeń. I jakże rozbrajające pytanie: "To może do tej go włożyłem?".

Kolejny żarcik jest chyba powszechnie znany. Otóż do kasy biletowej na dworcu podchodzi jegomość i prosi o bilet do jakiejś miejscowości.
- Normalny? - pada pytanie kasjerki
- Nie, popie***ny. - odpowiada podróżny.

Te i wiele innych żartów o trąbkach i jednorożcach do niedawna wkładałem między bajki. Dziś wydaje mi się, że co najmniej w przypadku części z nich pomyliłem regały. Jakiś czas temu byłem świadkiem sytuacji, w której pewien młodzieniec kupując od kierowcy bilet poprosił o "nienormalny". Wywołało to lekki uśmiech na mojej twarzy, ale nie zaważyło jeszcze na mojej opinii. To w końcu mogło, i prawdopodobnie było, zainspirowane wspomnianym wyżej żartem. Niczego nie dowodzi. Trochę inaczej ma się sprawa ze sceną, której biernym uczestnikiem stałem się w ubiegłym tygodniu.

Autobusem jedzie sobie pewien starszy pan, nieco podchmielony. Siedzi sobie w przedniej części autobusu, jakby nigdy nic. Gdy na kolejnym przystanku wsiadają kontrolerzy podrywa się gwałtownie i rzuca z biletem w kierunku kasownika. Pani "kanar" oczywiście mu to uniemożliwia zasłaniając kasownik ręką. Wybucha burzliwa dyskusja, w której obywatelowi przypomina się o konieczności skasowania biletu natychmiast po wejściu do pojazdu. Ten zaś tłumaczy się, że przejechał dopiero jeden przystanek. W międzyczasie usiłuje dobiec do kasownika znajdującego się na przodzie pojazdu, ale i tu zostaje wyprzedzony przez kontrolerkę. Z szarpiącym się staruszkiem pomaga jej w końcu partner. Żądają od gapowicza okazania dokumentu tożsamości. Ten naturalnie nadal odmawia współpracy, przez cały czas będąc dość niegrzecznym, na pograniczu chamstwa. Jednocześnie zaś jest dziwnie pewny siebie. W końcu, postraszony policją i wizją grzywny w wysokości pięciuset złotych wyciąga prawo jazdy i podaje pani kontroler. Przez cały czas coś marudzi i sarka na tych nieszczęsnych ludzi wykonujących swoją (bądź co bądź trudną i niewdzięczną) pracę. Gdy kobieta zaczyna wypisywać mu mandat i przepisuje jego dane, nagle starszy pan wypala:
- A datę pani dobrze przepisała?
Konsternacja. Pani "kanar" sprawdza. 1941 rok. Sprawdza miesiąc: lipiec. A więc mężczyzna skończył 70 rok życia, a co za tym idzie przysługuje mu ustawowe prawo do jazdy za darmo. Kobieta kreśli coś na mandacie, anulując go.
- Przecież panu przysługuje darmowy przejazd.
- No wiem.
- To po co pan chciał skasować?
- Żeby panią wkur**ć!

Zatkało mnie. Z jednej strony było to śmieszne. Z drugiej bardzo niegrzeczne i jakoś niestosowne dla osoby w tym wieku. Trzecia myśl, być może najważniejsza dla moich rozważań: takie rzeczy się dzieją naprawdę. Po prostu ja nieczęsto jestem ich świadkiem. Oczywiście można by znów spekulować, że dziadek ów zainspirował się tego typu opowieściom, zasłyszanym gdzieś przed laty. Nawet jeśli tak było, to nie znaczy, że takie sytuacje nie są inspirowane samym życiem. Skąd wniosek? Otóż, skoro ktoś potrafi naśladować bohatera takiej historii, odegrać zasłyszaną scenkę w rzeczywistości, to nie widzę powodu, dla którego ktoś inny, gdzieś przed laty nie miał w taki sam sposób zrealizować własnego pomysłu, który akurat przyszedł mu do głowy. Na przykład wtedy, gdy kontroler podszedł do niego by poprosić o bilet.

Oczywiście nie wiem jak jest tak naprawdę i raczej ciężko to w tej chwili ustalić. Czy żarty inspirowane są życiem, czy życie żartami? Nie mam pojęcia. I wiecie co? To chyba zupełnie bez znaczenia. Ważne jest, że w szarą codzienność, przynajmniej od czasu do czasu wtłacza się coś innego. Śmieszność, odrobinę absurdalnego humoru. I to "coś pozytywnego" o czym już kiedyś wspominałem. Bo choć niektórzy zganili by pewnie takiego starszego pana i za alkohol i za słownictwo czy za całość zachowania, to z drugiej strony Ci sami ludzie wrócą do domu i opowiedzą rodzinie, przyjaciołom o sytuacji jaka tego dnia miała miejsce w tym zwyczajnym autobusie. I ktoś inny się uśmiechnie, kiwając z niedowierzaniem głową...

Dla odmiany taka odrobinę mniej poważna notka. Bardziej "na luzie". Mam nadzieję, że również sprawi, by ktoś się uśmiechnął.

6 komentarzy:

  1. Heh ;)) No cóż jak dla mnie najlepsza z najlepszych notek! :))



    Ta Osoba na pewno się uśmiechnęła:)


    P.S dziadek wymiata ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale i tak najlepsze teksy można usłyszeć w autobusie szkolnym! Pozdrawiam :) B.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hah! No, no.. niezła sytuacja z tym dziadkiem ;D
    Ale nie powiem, niegrzeczne to było. A gdyby to on był na miejscu takiej Pani? A gdyby trafił na kontrolera, który wcale nie lubi żartów i wręcz wykazuje agresję, bo np ma akurat zły dzień? Mogłoby się to skończyć zupełnie inaczej... Poza tym skoro to jej praca, to nie powinien jej utrudniać. No ale skoro spożywał alkohol, to wszystko jasne :)
    Powiem tak. Notka pozytywna. Zabawna ;) Wrzucać czasami takie też, żeby oddzielić poszczególne sprawy poważne :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj to chyba był mój dziadek:D Ciesze się, że został mi polecony ten blog bo,ze śmiechu aż się popłakałam. Oby było jak najwięcej takich notek...
    Eve

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, czasami wracam do tej notki. Tak żeby poprawić sobie humor.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Mam nadzieję, że również sprawi, by ktoś się uśmiechnął." Myślę, że warto przekazywać ludziom cząstkę siebie i inspirować ich...pisz dalej, bo warto! A uśmiech zostanie odwzajemniony;)

    OdpowiedzUsuń