piątek, 21 października 2011

52. Dzieci kochają Unię, Unia kocha dzieci.

"Nowa dyrektywa unijna przestrzega m.in. przed obdarowywaniem dzieci balonami, papierowymi rozwijanymi trąbkami i misiami, których nie można prać.
Dzieci, które nie ukończyły 8 lat mogą teraz dmuchać w balony tylko pod okiem rodziców, a rozwijane gwizdki będą dozwolone dopiero od 15. roku życia. Jak tłumaczą unijni urzędnicy, ustnikiem można się udławić, a balon, pękając, wystraszy dziecko.Natomiast misie i inne pluszaki muszą być zrobione z takich materiałów, by można je było prać. Te wypchane trocinami zostały uznane przez urzędników UE za prawdziwe bomby biologiczne."
źródło: Rzeczpospolita

Gdy czytam coś takiego w gazecie w pierwszej chwili zastanawiam się czy śmiać się czy płakać. Na wszelki wypadek robię najpierw jedno, potem drugie. A w końcu zaczynam się zastanawiając kim był ten geniusz, który coś takiego wymyślił? I natychmiast poprawiam się - nie geniusz a geniusze. W końcu potrzeba pewnie całego sztabu najtęższych myślicieli Starego Kontynentu by wyjść do ludzi z takimi rewelacjami w okolicznościach innych niż jakaś międzynarodowa scena kabaretowa. A przecież ci panowie się wcale nie śmieją. Są śmiertelnie poważni, przekonani do swojej racji i do tego, że czynią Europę lepszą.

Kwestię tych "rozwijanych gwizdków", trąbek, czy jakby to nazwać jestem jeszcze w stanie zrozumieć. Można połknąć - zgadzam się. Domyślam się, że to trochę inna kwestia niż w przypadku chociażby zabawek z drobnymi elementami, które mogą zostać połknięte, a przez to są niedozwolone dla dzieci poniżej trzeciego roku życia. Z gwizdkiem jest inaczej, jest przeznaczony do tego, by wkładać go w usta. Przy nabieraniu powietrza zaś można go niby połknąć. Nigdy chyba nie słyszałem o podobnym przypadku, ale powiedzmy, że przyjmuję to na wiarę. Jeśli jednak taki czternastolatek może się udławić gwizdkiem, to co z osiemnastolatkiem? A trzydziestolatek? Są równie narażeni! Chwila nieuwagi, za mocno zaczerpnięty oddech i tragedia gotowa. Ktoś powie "dorośli się nie bawią takimi gwizdkami". No to problem rozwiązany - trzeba zakazać produkcji w ogóle i spokój. Młodocianych przestępców nie będzie kusiło by sięgnąć po zakazaną rozrywkę.

Trocinowe misie jako siedlisko bakterii? Jasne. Ja osobiście miałem już miśki pluszowe, ale nie tarzałem się z nimi w błocie więc nie wymagały jakiegoś częstego prania, jeśli w ogóle. Pokolenia wcześniej zaś bawiono się miśkami z trocinami w swych szmacianych wnętrzach i nikomu nie przyszło do głowy, że to niebezpieczne. Wyobrażacie sobie, może dawno zmarli krewni odeszli, bo mieli misie z trocin? To byłby niezły materiał na jakąś mroczną powieść lub film. Główny bohater przez cały czas trwania utworu próbuje dociec jak zginął młodszy brat jego pradziadka, a na koniec okazuje się, że to sprawka Złego Trocinowego Misia. Prawie jak Laleczka Chucky.
 
Poważnie jednak. Czyżby znowu do głosu dochodzili ludzie twierdzący, że dzieci trzeba trzymać pod kloszem z dala od zarazków, wirusów, bakterii i w ogóle wszystkiego? Bywali i pewnie nadal bywają tacy nadopiekuńczy rodzice. Najchętniej nie dopuszczaliby do dziecka nikogo, filtrowali mu wodę i powietrze, trzymali w szpitalnej izolatce przez cały rok albo i więcej. A później wyprowadzają takie dziecko na spacer do parku i zaraża się pierwszym lepszym ,niegroźnym z pozoru przeziębieniem. I kończy się w najlepszym wypadku szpitalem. Bo izolowany organizm nie ma pojęcia co to przeziębienie, co z nim zrobić, jak walczyć. Tacy super-rodzice chcą oczywiście bardzo dobrze, ale w rzeczywistości wyrządzają dziecku bardzo wielką krzywdę... Pomyślcie jak wychowywały się dzieci kiedyś, zwłaszcza na wsi. Nie było takich warunków sanitarnych, jednorazowych pieluch. Zabawki, jeśli jakieś były, nie spełniały żadnych z dzisiejszych norm unijnych. Dzieciaki raczkowały radośnie po podwórkach oblizując nieraz palce upaprane w piasku, błocie, czy po czym tam akurat wędrowały. Nikt się z nimi nie cackał. I co? I zwykle wyrastali na silnych ludzi, którzy potrafili się długo cieszyć zdrowiem przeżywając spokojnie dziewięćdziesiątkę.

No i coś co jest absolutnym szczytem... sam nie wiem czego. Wyobraźni? Dmuchania na zimne? Chyba należy już mówić o dmuchaniu na lodowiec. Okazuje się bowiem, że balonik, który pęknie stanowi problem. Straszne! Też odczuwacie do dzisiaj traumę po tym, jak w dzieciństwie pękł nadmuchiwany przez Was balonik? Chodziliście później z rodzicami do psychologa? To z pewnością jedna z największych tragedii jaka może spotkać małe dziecko, poza głodem, ogólnym ubóstwem, patologią w rodzinie, kłótniami, rozwodem, czy w skrajnych przypadkach jakimś rodzajem znęcania się. Też myślę, że to balonikami powinniśmy się zająć w pierwszej kolejności.

Wiem, że statystyka jest pewnym rodzajem kłamstwa, ale w tej sytuacji chciałbym zobaczyć jakieś dane. jakieś zestawienia, na podstawie których pojawiła się taka dyrektywa. Naprawdę jestem ciekaw ile dzieci rocznie ginie z powodu połknięcie gwizdka. Ile z ich umiera na skutek choroby, której zarazki zagnieździły się w misiu? Wreszcie - ile moczy się w nocy z powodu pękniętego balonika? Dla porównania dodałbym jeszcze coś innego. Na przykład: ile dzieci rocznie tonie podczas kąpieli w wanience, lub przechodzi wstrząs psychiczny bo mama kupiła wafelki bez polewy czekoladowej? A jeśli się okaże, że mamy tu do czynienia z porównywalnymi wartościami to czy Unia zakaże kąpać dzieci, albo sprzedawać im ciastka bez polewy? 

Jeszcze taka ogólna refleksja odnośnie unijnych dyrektyw, nakazów i zakazów. Wiadomo przecież, że nie jest to ani pierwsza ani ostatnia tego typu inicjatywa i bardzo często wydają się one dość kontrowersyjne. Stare porzekadło mówi jednak "jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze". Najczęściej jakaś grupa ludzi ma interes w tym, by czegoś zakazano, lub w pewien sposób unormowano. Pamiętacie jak unijni eksperci postanowili ustalić jedynie słuszny sposób zakrzywienia banana? Dziwnym zbiegiem okoliczności takie właśnie banany pochodziły z jednego tylko miejsca - z byłych kolonii francuskich. Teraz też znajdzie się ktoś, kogo nowa dyrektywa ucieszy. Producenci "zdrowych" miśków, które można spokojnie prać zacierają ręce. A może znajdzie się i producent gwizdków, które nie sposób połknąć, lub baloników, których nie da się "pęknąć"? Poczekamy, zobaczymy...

1 komentarz:

  1. hahahaha.!
    Nieee ;p no ujmę to tak :P jak otwarłam usta na początku czytając te brednie ;P tzn. to co oni wymyślili oczywiście;P
    Tak zaczęłam się śmiać czytając dalej :P
    "Młodocianych przestępców nie będzie kusiło by sięgnąć po zakazaną rozrywkę." :D:D dajesz popalić:P

    Jestem w ciężkim szoku! Aż nie wiem jak to skomentować, żeby było na poziomie tych GENIUSZY :P ;)

    Jak tak dalej pójdzie to naprawdę nasze dzieci będą bardziej skrzywdzone niż można to sobie wyobrażać. O, sorry... moje dzieci nie. Bo zamierzam wychować je tak jak mnie wychowano. Czyli naprawdę normalnie i dać im dzieciństwo takie na jakie zasługują:P jak to na wsi ;p


    ...dzieci lubią misie, misie lubią dzieci... =)

    OdpowiedzUsuń