czwartek, 13 października 2011

47. Małpa wciskająca guziki.

Jakiś czas temu mignęła mi w telewizji reklama pewnego samochodu. Nieważne jakiej marki było to auto. Ważne, że była to kolejna prezentacja w rodzaju "zobacz co nasze auto zrobi za ciebie samo". Chyba nie śledzę motoryzacyjnych rewolucji wystarczająco dokładnie, przez co potrafią mnie jeszcze trochę zaskoczyć. Jak jednak, poza zaskoczeniem, powinienem zareagować na wieść o tym, że w samochodzie przyszłości dla mnie, jako kierowcy, będzie niewiele do roboty? Czy powinienem zamyślić się na chwilę nad poziomem naszej cywilizacji, nad pędzącym rozwojem techniki, która krok po kroku przybliża rzeczywistość do tego, co znamy z filmów science-fiction? Może i się zamyślam, pewnie nawet jestem pełen podziwu. Nie mogę jednak powiedzieć by mnie to uszczęśliwiało. Gdzieś pod skórą zaczyna mi przebiegać dreszcz pewnej niepewności. I rodzi się pytanie: czy to już ten etap, w którym powinienem zacząć się martwić?

Oczywiście nie kończąca się rewolucja technologiczna dotyka każdej dziedziny życia i wiedzy mniej więcej po równo. Na potrzeby przedstawienia pewnego przykładu pozwolę sobie chwilowo ograniczyć się do wspomnianej już motoryzacji i samego samochodu przyszłości. Jakimi możliwościami tych maszyn mogą się już pochwalić ich producenci?

Współcześnie nikogo nie dziwi już obecność w samochodzie komputera pokładowego. Nic w tym z resztą dziwnego, skoro tego typu urządzenia zaczęły się pojawiać w naszych pojazdach pod koniec lat osiemdziesiątych. Dziś komputer taki potrafi sterować niemal całą pracą silnika, jak również wspomagać bezpieczeństwo i komfort jazdy. Oczywiście aby samodzielnie "podejmować decyzje" musi posiadać odpowiednie dane. Te zaś pozyskuje z dziesiątek czujników rozmieszczonych w różnych częściach auta. Duża część jego pracy, jak chociażby precyzyjny nadzór nad praca silnika, dzięki czemu jest on możliwie najbardziej ekonomiczny a wytwarzane spaliny nie przekraczają dopuszczalnych norm, nie robią zbyt spektakularnego wrażenia. Są jednak takie funkcjonalności, które dla kogoś nie zaznajomionego ze współczesną elektroniką mogą sprawiać wrażenie czegoś z pogranicza magii.

Cóż bowiem się dzieje, gdy siedzimy za kierownicą takiego auta przyszłości (czy może już teraźniejszości)? Otóż co jakiś czas coś dzieje się samo. To, że same zmieniają się biegi nikogo już nie zadziwi - automatyczne skrzynie biegów znamy już od ponad 70 lat. Są jednak sprawy mniej oczywiste. Gdy na przykład zacznie padać deszcz odpowiedni mechanizm uruchomi wycieraczki by zapewnić optymalną widoczność. Podobnie w sytuacji, gdy natężenie światła spadnie poniżej pewnego poziomu - komputer postanowi włączyć światła. Mało tego, gdy będziemy pokonywać zakręt kąt ustawienia reflektorów zostanie skorygowany tak, byśmy dokładniej widzieli pokonywany łuk. Zatrzymamy się na przejeździe kolejowym, a komputer zgasi silnik. Jeśli będziemy chcieli ruszyć - ponownie go uruchomi. Umieszczona z przodu kamera zarejestruje mijane znaki a nawet idących poboczem kierowców - w jednym i drugim przypadku zostaniemy ostrzeżeni, a jeśli zajdzie taka potrzeba samochód sam zwolni by zwiększyć bezpieczeństwo. Umieszczona w aucie nawigacja satelitarna nie tylko wskaże drogę, ale również zmierzy prędkość i ostrzeże, gdy będziemy się poruszać szybciej niż powinniśmy (może także bezpośrednio wpłynie na prędkość jazdy). I wreszcie coś, co wielu kierowcom zwyczajnie sprawia problem: parkowanie. Producenci czterech kółek od dawna próbowali jakoś pomóc w tej kwestii. Najpierw pojawiły się chyba czujniki parkowania informujące o tym kiedy np cofając zbliżamy się niebezpiecznie do jakiejś przeszkody czy innego auta. Później przyszedł czas na umieszczone w odpowiednim miejscu kamery, dzięki którym mogliśmy dokładnie obserwować czy już stuknęliśmy stojącą obok limuzynę czy jeszcze nie. Dziś, posiadacze niektórych modeli mogą się już pochwalić "Automatycznym asystentem parkowania" czyli po prostu układem, który zaparkuje za nas. Kierowca jedynie wciska guzik i czeka spokojnie, aż czynność, z której powodu oblał cztery razy egzamin na prawo jazdy, wykonuje się sama... Oczywistym wydaje się, że prędzej czy później pokusimy się o pojazd, który nie będzie posiadał kierownicy ani innych przyrządów umożliwiających mechaniczną manipulację kierunkiem czy prędkością jazdy. Zwyczajnie poprowadzi się sam. Prace z resztą trwają w najlepsze, czego najlepszym przykładem jest słynne DARPA Grand Challenge czyli wyścigi samochodów bez kierowców.

No dobrze, do czego jednak zmierzam? Czy powyższy akapit ma być jednak pochwała dla twórców tych wszystkich udogodnień? W żadnym wypadku. Zastanawiam się raczej co oni sobie myślą instalując to wszystko w samochodzie? Czy uważają mnie, potencjalnego nabywce, za idiotę czy mam się takowym stać dopiero za kilka lat. Jaki bowiem będzie efekt używania tych wszystkich zabawek? Komu potrzebna umiejętność tzw hamowania pulsacyjnego, jeśli jest ABS? Po co się rozglądać, jeśli od wszystkiego jest jakiś czujnik, czy kamera, która odpowiednio wykryte każde zagrożenie czy inną anomalię? Po co znać znaki, jeśli komputer je rozpozna i do większości z nich postara się natychmiast dostosować? Po co znać się na mapie, jeśli GPS za każdym razem gdy dojadę do jakiegokolwiek rozjazdu poinformuje mnie uprzejmie która drogę mam wybrać? Po co umieć parkować, z koro maszyna zrobi to sama, prawdopodobnie dużo lepiej ode mnie? Umiejętności zanikną. Pozostanie, przynajmniej na razie, konieczność wciskania guzików i gapienia się w ciekłokrystaliczny wyświetlacz.

Swoją drogą naukowcy odkryli niedawno, że pojemność ludzkiego mózgu zaczęła się zmniejszać. Tak tak, nie tylko nie rozwijamy się pod tym względem jak nasi ewolucyjni praprzodkowie, gdy zaczęli jeść mięso, ale tu i ówdzie zaczyna nam czegoś ubywać. Jeśli wierzyć badaniom w ciągu ostatnich 20 tysięcy lat objętość ludzkiego mózgu zmniejszyła się z 1500 do 1350 cm3 a więc o 10%. Innymi słowy straciliśmy fragment mózgu wielkości piłeczki tenisowej. Czy to oznacza, że stajemy się głupsi? I przede wszystkim: dlaczego tak się dzieje? Po więcej szczegółów zapraszam tutaj: Mózg człowieka się kurczy. Ja spojrzę na to jedynie z perspektywy swoich rozważań. Jasne, ciężko obwiniać rewolucję techniczną za proces, który rozpoczął się 20 000 lat temu. Jeśli jednak jest to rzeczywiście jeden z czynników sprawiających, że w naszych główkach robi się więcej wolnej przestrzeni, to czy obecna automatyzacja i wyręczanie nas przez maszyny gdzie tylko się da nie przyspieszy tego procesu?

Wróćmy jednak do naszego autka. Co się stanie, jeśli jeden z tych cudów techniki nieoczekiwanie wysiądzie? Jeśli nawigacja zamilknie i nie powie nieszczęśnikowi czy ma jechać w prawo czy w lewo. Oczywiście mapy w wersji papierowej ów jegomość nie będzie posiadał - bo i po co? Z resztą nawet gdyby posiadał na niewiele by mu się zdała. W końcu mapę trzeba jeszcze umieć czytać, a skąd u współczesnego człowieka takie archaiczne umiejętności? Idąc dalej - a co będzie, gdy zawiedzie magiczny system odpowiadający za parkowanie? Pan czy pani kierowca pojedzie sobie do pracy czy na zakupy i będzie szukać miejsca na trzy długości jej/jego samochodu by w bólach i mękach się tam "zmieścić"? Oczywiście mówi się o wielkiej niezawodności jakiej wymaga się od stosowanej w autach elektroniki zwłaszcza tej odpowiedzialnej za nasze bezpieczeństwo. Zawsze jednak jest jakieś "ale"...

Załóżmy jednak, że nasze magiczne zabaweczki wysiadły. W jaki sposób? Chociażby za sprawą impulsu elektromagnetycznego (ang. EMP). Mamy z nim do czynienia podczas wybuchu nuklearnego czy w czasie towarzyszących burzy wyładowań elektrycznych. Nie wnikając w szczegóły tego zjawiska wystarczy powiedzieć, że ma katastrofalny wpływ na elektronikę. Obwody elektryczne oraz nasze ukochane układy scalone zostają potraktowane prądem o natężeniu, do którego absolutnie nie zostały stworzone. Praktycznie nie mają szansy przetrwać takiego starcia. Oczywiście na chwilę obecną zagrożenie EMP nie jest szczególnie duże. Trwają jednak badania nad wykorzystaniem go jako broni wymierzonej wyłącznie w sprzęt elektroniczny a zupełnie nieszkodliwej dla ludzi.

Co by się jednak stało, gdyby potężny impuls elektromagnetyczny zmiótł całą elektronikę na Ziemi? Chaos jaki pojawiłby się gdyby zabrakło sieci i komputerów jest trudny do wyobrażenia sobie. Gdy udałoby się go z reszta okiełznać wielu ludziom, zwłaszcza młodym, byłoby pewnie trudno przystosować się do nowych realiów. Są jednak jeszcze tacy, którzy pamiętają nieco inny świat, bez wszystkich gadżetów, bez których my nie wyobrażamy sobie dziś życia. Dzięki nim, a także dzięki temu, że nie wszystko jeszcze zdołaliśmy zautomatyzować dalibyśmy sobie radę. Co jednak, jeśli podobny "kataklizm" zaatakuje nam potomnych za sto, dwieście lat? Jak w świecie bez prądu odnajdzie się człowiek XXII wieku? Czy nie będzie przypadkiem tak, że gdy zgaśnie światło nie będzie umiał sobie ukroić chleba albo podetrzeć tyłka w toalecie?

1 komentarz:

  1. Ujmę to tak. Już wolałabym żyć bez powyzszych technologii niz byc "ograniczona"... Taka wizja mnie przeraża.



    K

    OdpowiedzUsuń