piątek, 7 października 2011

44. Ręce w kieszeniach.

Druga klasa jednego z gdańskich gimnazjów. Podczas nieobecności nauczyciela trzech chłopców dokonuje napaści na koleżankę. Czternastoletnia Ania zostaje brutalnie przyparta do ściany. Dwóch wyrostków ściąga jej spodnie i bieliznę. Obmacują ją po całym ciele, szczególnie po miejscach intymnych. Pozorują akt seksualny. Trzeci z nich filmuje całe zajście telefonem komórkowym. W końcu dziewczynie udaje się uciec. Wybiega ze szkoły kierując się prosto do domu. Następnego dnia zamyka się w swoim pokoju. Zaniepokojeni rodzice postanawiają w końcu wyważyć drzwi i znajdują córkę martwą. Powiesiła się na szkolnej skakance.

Całą sprawa miała miejsce w 2006 roku. Nagłośniona przez media wszystkich napełniła przerażeniem, a przynajmniej mam taką nadzieję. Po raz kolejny zapytaliśmy samych siebie: co dzieje się z tą młodzieżą? Przede wszystkim zaś zastanawiano się natychmiast: Kto tak naprawdę zawinił? Skąd to pytanie? Sprawcy mieli po 14 lat, nie mogli więc odpowiadać jak dorośli. Nie możemy powiedzieć, że ponoszą całą odpowiedzialność, skoro nasze prawo nie pozwala, by ponieśli tego konsekwencje. Prawdę mówiąc nie do końca się z tym zgadzam. Mieli po czternaście lat - to już nie są małe dzieci. Nie bawili się na placu zabaw i jedno drugiego nie uderzyło przez przypadek. Nie byli "dziećmi" gdy dokonali gwałtu na swojej rówieśniczce. Gwałtu, bo inaczej tego nie sposób nazwać. Nie był to zresztą ich pierwszy akt agresji w stosunku do tej dziewczyny. Jak zeznały inne osoby z tej klasy - do mniejszych incydentów dochodziło już od dłuższego czasu. Koniec końców stali się sprawcami jej samobójstwa. Gdyby byli dorośli spędziliby w więzieniu po 12 lat. Ale nie są. Byli dość dorośli by "pozorować akt seksualny" jak czytam w jednym artykule. Nie dość dorośli, by ponieść karę za swój uczynek. Polskie prawo to jednak piękna rzecz.

Dobrze jednak, poszukajmy winnych innych niż bezpośredni sprawcy zdarzenia. W pierwszej chwili oczy wszystkich zwrócą się na ich rodziców. Ktoś zapyta: jak ich wychowali? Czy jednak ktokolwiek wychowuje swoje dziecko chcąc by zostało złoczyńcą? Można by snuć domysły na temat tego, czy nie pochodzili z rodzin patologicznych. Obawiam się jednak, że nie możemy sobie na to pozwolić. Nader często okazuje się bowiem, że dzieci "z problemami" to wcale nie te, u których w domu się pije i bije. Często pochodzą z tzw dobrych domów, gdzie niczego im nie brakuje. Może poza odrobiną uwagi ze strony rodziców. A może.. sam nie wiem czego.

Skoro mowa o problemach - okazuje się, że klasa sprawiała takowe. Była to "trudna młodzież" jak wypowiadają się nauczyciele - kolejni potencjalni wychowawcy. Czemu więc pozostawiono ich samopas pozwalając by do tego doszło? Nikt z nauczycieli nie poczuwa się raczej do winy. Ot, nie dopełniono jakiejś procedury. Tak nie powinno się stać. Nauczyciel po powrocie poinformował wychowawcę, ten zadzwonił do domu dziewczyny by zapytać czy tam dotarła. I po problemie.

A co z pozostałymi uczniami? Czytamy, że klasa liczyła koło 30 stu osób. Z prostego rachunku wynika, że w zdarzeniu brało 26-ciu biernych obserwatorów. Dwadzieścia sześć osób patrzyło bezczynnie na ten dramat i nie kiwnęło palcem. No dobra, w jednym z doniesień można się doszukać informacji, że koleżanki próbowały jej pomóc, ale napastnicy byli zbyt silni. Nie wiem ile było tych koleżanek. Trzy? Pięć? Myślę, że gdyby było ich więcej poradziłyby sobie choćby z dwoma osiłkami. Co jednak z resztą wesołej gromadki? Jak zeznali sami zainteresowani "byli w szoku".

Znalazłem w sieci opinię pewnej nastolatki, która twierdzi, że nie należy się temu dziwić. Prawdopodobnie uczniów sparaliżował strach. Bali się o samych siebie, bali się przeciwstawić pewnym siebie draniom, którzy mają "kolegów" i nikogo się nie boją. Nie chcieli być na miejscu Ani. Częściowo jestem w stanie to zrozumieć. A jednak to straszne, że większość, jak zakładamy "normalna" większość, nie potrafiła się przeciwstawić trzem nieletnim opryszkom. Dziesięciokrotna przewaga liczebna, dramat rozgrywający się na ich oczach. I nic. Można domniemywać, że brakowało im impulsu, który poderwałby ich z miejsc. Był i impuls - koleżanki dziewczyny, próbujące bezskutecznie ratować ją z opresji. I nic. Pozostali siedzieli na miejsach i oglądali spektakl. Z rączkami w kieszeniach.

Chciałbym by był to jednostkowy wypadek. Chciałbym by można było przykładnie ukarać sprawców, byśmy opłakawszy całą tę sytuację mogli o tym wszystkim zapomnieć. Nie możemy jednak. Mniejsze lub większe dramaty dzieją się dość regularnie. Media, z coraz większą zdawałoby się częstotliwością, bombardują nas podobnymi okropnościami. Nie od dziś słyszymy słowo "znieczulica" i to wcale nie w kontekście takich szkolnych incydentów. Dorośli wcale nie świecą lepszym przykładem. Wystarczy wspomnieć nie tak odległą w czasie sytuację ze stolicy, kiedy w biały dzień zginął funkcjonariusz policji. Nikt nie zareagował. Żadnej empatii? Nawet najmniejszej refleksji pod tytułem "może gdyby mi się to przytrafiło nie chciałbym, by inni tylko się przyglądali?" Nic. Ludzie odwracają głowy, odchodzą przyspieszonym krokiem.

Wróćmy na chwilę do dzieci. Wspomniany problem dotyczy już właściwie ludzi w każdym wieku, jednak to właśnie od nich, od najmłodszych, się to wszystko zaczyna. Gdyby nauczymy dzieci, że nie wolno patrzeć na takie rzeczy obojętne, będą o tym pamiętać jako dorośli, następne pokolenie, przyszłość narodu. Jak tego jednak dokonać? Czyje to zadanie? Myślę sobie, że może oświaty, najlepiej na etapie szkoły podstawowej. Może to zadanie dla psychologów, pedagogów szkolnych. Mają wspomagać przystosowanie dziecka do życia w społeczeństwie, niech się więc wykażą. Później zaś zastanawiam się nad rolą rodziców. Jak oni mieliby coś takiego wpoić swojemu dziecku i... czy naprawdę by tego chcieli?

Sam mam wątpliwości czy wpajałbym tego typu zasady. Dlaczego? Przychodzi mi do głowy przykra wizja. Załóżmy, że nauczyłem swoją pociechę nie stać z boku, nie trzymać rąk w kieszeniach, gdy dzieje się zło. Jaką mam jednak gwarancję, że inni rodzice zrobią to samo? A jeśli w sytuacji podobnej jak ta opisana na początku istotnie mój dzieciak wystąpi przeciwko "tym złym" ale będzie zupełnie sam? Może coś wskóra, a może nie. Znajdzie się jednak na celowniku tych, przeciwko którym wystąpią. Może następnego dnia sam będzie ich ofiarą? A jeśli go zabiją lub skrzywdzą na tyle, by, podobnie jak Ania, odebrał sobie życie? A wtedy ja sam poczuję się winny temu co zaszło. Winny tego, że próbowałem go nauczyć jak być porządnym człowiekiem.

Na zakończenie kilka słów o tym co stało się po śmierci tej czternastolatki. Dyrektor szkoły po całym zdarzeniu podał się do dymisji. Co do samych sprawców - otrzymali dozór kuratora. I tyle. Życie toczy się dalej. Ich życie, moje, Wasze. A jej już nie ma...

6 komentarzy:

  1. =((
    No właśnie. Dla "nas" to tylko kolejna śmierć. A dla jej bliskich? Była tylko dzieckiem a przed nią był cały świat. Całe życie... a mógł być to ktoś z nas... (mówię tutaj akurat o dziewczynach :PP )


    ...nie wiem co napisać. Brak słów.

    OdpowiedzUsuń
  2. damonvampire@vp.pl8 października 2011 13:02

    Biedna dziewczynka. Przyznam szczerze, że nawet o tym nie słyszałam, a jeśli słyszałam, to mi to umknęło. Po prostu zapomniałam. To jest zrozumiałe, ponieważ jej nie znałam, ale... Wiem też, że jej rodzice, bliscy nigdy o niej nie zapomną. To co musieli przeżyć...
    Taak.. młodzi a już tak zepsuci. Nie rozumiem jak można być takim człowiekiem, takim DZIECKIEM! Może wynieśli to z domu, ale tego nie wiadomo. Może ich rodzice próbowali ich wychować inaczej, ale oni byli zbuntowani i nie pozwalali im n a to. Myślę, że gdyby mieli chociaż odrobinę wyobraźni, to nie zrobiliby czegoś takiego. Mają na swoim sumieniu śmierć dziewczynki. I to jest dla nich wystarczająca kara. Jeśli posiadają jakiekolwiek ludzkie uczucia, to do końca życia będą cierpieć za to co zrobili.
    A jeśli chodzi o ludzi, którzy przechodzą obojętnie wobec cierpienia innych... Strach. To on jest głównym powodem. Bowiem to on nas paraliżuje w obliczu zagrożenia i nie pozwala na wykonanie ruchu obronnego w kierunku krzywdzonej osoby. Inna sprawa jeśli świadomie przechodzimy obojętnie wobec czegoś takiego... Kiedyś też możemy być w potrzebie. Jeśli nikt nam nie pomoże to poczujemy, że my też mogliśmy próbować jakoś zaradzić nieszczęściu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tragedie ludzkie stały się codziennością. Mało kto zważa teraz na to co dzieje się z drugim człowiekiem a śmierć stała się tylko statystyką. Niestety...

    OdpowiedzUsuń
  4. teraz to poprostu można tylko i wyłącznie prosić Boga o sprawiedliwość w wymierzeniu kary dla tych którzy z nią tak postąpili....

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dobry temat! Od razu przypomniał mi się Niemen śpiewający "Dziwny jest ten świat". Piosenka niestety wciąż aktualna.
    Znieczulica to w dzisiejszych czasach choroba, która dotyka niemal każdego. Łatwiej schować się za plecami pozostałych gapiów, nałożyć maskę obojętności i udawać że się nie widzi. Wyjście spoza szeregu obojętnych nigdy nie jest łatwe, ale każdy kto w otoczeniu milczącego tłumu decyduje się na protest wobec zła zasługuje na miano bohatera.

    Pozdrawiam,
    Amplituda

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciężko mi skomentować tą notkę żeby nie uronić łzy... Powiem tak, z doświadczenia wiem,że w XXI wieku przestępcy są traktowani zbyt łagodnie a ofiary często muszą UDOWADNIAĆ, że są ofiarami... tylko po to by usłyszeć z ust policjanta a raczej policjantki "trzeba się było nie pchać tam gdzie nie proszą, to by Pani nie miała takich nieprzyjemności". Życie...

    /Łopokowa

    OdpowiedzUsuń