niedziela, 1 stycznia 2012

70. Tym razem się uda!

Koniec jednego i początek drugiego roku to szczególny okres. Czas świetnej zabawy, na którą niektórzy są gotowi niemało zapłacić. Czas, w którym w pewien sposób pokazujemy co jest dla nas ważne, kto jest dla nas ważny. Wybieramy w końcu gdzie i z kim chcemy spędzić Sylwestra i powitać Nowy Rok. To czas podsumowań, w którym spoglądamy wstecz na minionych dwanaście miesięcy zastanawiając się, co nam się w tym czasie udało, a co nie. Co otrzymaliśmy od losu, a czego nam poskąpiono. W reszcie, to czas na pomyślenie o swoim życiu i dobry moment na to, by pomyśleć co chcemy ze sobą zrobić.

Tu pojawiają się postanowienia noworoczne. Rodzi się w nas mobilizacja, by wziąć się w garść i zrobić coś, by nasze życie stało się lepsze. Zaczyna się przecież nowy rok, nowy etap naszego istnienia. W pewnym sensie zaczynamy od nowa. Znów jest początek stycznia, a my możemy zadecydować jak spożytkujemy nadchodzące miesiące. Spisujemy więc sobie na kartce czy w myślach kilka najważniejszych rzeczy, jakich chcielibyśmy w tym czasie dokonać. Popularnymi postanowieniami są te, związane z rzucaniem nałogów, głównie palenia papierosów - to jedna z dwóch najpopularniejszych pozycji na liście. Drugie miejsce przypada postanowieniu zrzucenia zbędnych kilogramów. Inne przykłady można wymieniać bez liku. Każdy ma swoje, w zależności od tego, co uważa w tej chwili za najistotniejsze dla siebie.

Jak to wygląda w praktyce? Każdy chyba choć raz czegoś postanawiał, więc możemy sobie sami odpowiedzieć. Takie radykalne postanowienia jak wspomniane rzucenie nałogu często okazują się pobożnymi życzeniami. Początkowo oczywiście jesteśmy pełni pewności siebie i przekonania, ze "tym razem się uda". Zamykamy w szufladzie zapalniczkę i napoczętą paczkę. Wytrzymujemy tydzień, miesiąc czy półtora, po czym zaczynamy pękać. Pozwalamy sobie na jednego. Udało nam się opanować na tak długo, więc jest dobrze. Panujemy nad tym. Ten jeden papierosek po sześciu tygodniach przerwy nie zrobi różnicy, prawda? Później, może po kolejnych kilku dniach, przychodzi pora na drugi i trzeci. W końcu wszystko wraca do normy

Co jest przyczyną porażki? Może po prostu zbyt słaba wola, może formułowanie zbyt ambitnych postanowień, a może nieprawidłowe podejście do ich realizacji. Nie będę tego w tej chwili roztrząsał. Chciałbym się za to skupić na samym fakcie tego, że lwia część naszych wspaniałych, noworocznych postanowień pozostaje niezrealizowana. Gdy zdarza się to po raz któryś z kolei zaczynamy się zastanawiać, czy jest jeszcze w ogóle sens czynić tego typu postanowienia, skoro i tak nic z tego nie będzie? Myślę, że tak. Według psychologów* postanowienia są jak najbardziej na miejscu, o ile czynimy je w sposób rozsądny. Jeśli dziś palisz dwie paczki papierosów dziennie, to raczej ciężko Ci będzie od jutra rzucić całkowicie palenie. Może warto stopniowo ograniczać, skonsultować się z lekarzem - generalnie bardziej przyłożyć do realizacji postanowienia, zamiast jedynie dusić w sobie chęć sięgnięcia po używkę.

Według mnie z kolei warto czynić postanowienia z dwóch powodów. Po pierwsze, coś jednak osiągniemy próbując. Jeśli powstrzymamy się od nałogu, czy będziemy uprawiać jakiś sport, choćby przez tych kilka tygodni, to już będzie coś. A może w przyszłym roku pójdzie lepiej i wytrwamy dłużej? Po drugie, gdy już uda się jakieś postanowienie zrealizować, daje to człowiekowi niesamowitą satysfakcję. Nie chodzi o to, by się móc pochwalić rodzinie czy sąsiadom. Chodzi zwyczajnie o to, by udowodnić coś samemu sobie.

Ja również na przełomie starego i nowego roku uzgadniam sam ze sobą krótką listę postanowień, czy zasad jakie będę wprowadzał w życie w ciągu najbliższych dwunastu miesięcy. Są mniej lub bardziej poważne, ale ostatnio udaje mi się je realizować z nie najgorszym skutkiem. Dlaczego to robię? Szukałem odpowiedzi na to pytanie i znalazłem trzy różne. Czasami postanawiam coś z przyczyn czysto ideologicznych. Rok temu pomagałem pewnemu mężczyźnie na wózku inwalidzkim wydostać się z tramwaju - razem z drugim chłopakiem znieśliśmy wózek wraz z nim po schodkach. Później wróciłem do tramwaju i uderzyło mnie jakie to straszne nie móc pokonać tych trzech głupich stopni. Wtedy właśnie postanowiłem chodzić schodami, dopóki mam obie nogi i mogę nimi w miarę sprawnie przebierać. Jak idzie z realizacją? Od tamtego dnia minął nieco ponad rok, a ja jechałem windą dwa razy. W obu przypadkach zadecydował pośpiech i względy praktyczne, choć może powinienem się i z tego wymigać? Pewnie tak..

Drugim powodem jest to, o czym już wspomniałem - chęć udowodnienia sobie czegoś. Postanowienie nie tykania alkoholu przez kolejny rok nie stanowi już takiego wyzwania, zważywszy na to, że podobna sztuczka udała mi się już dwukrotnie - raz było to 6 miesięcy, raz 12. Po co więc to robię, skoro nie ma to już cech zmagania się z samym sobą? Chyba wydaje mi się właściwym dołożyć sobie jakiś zakaz. Nie po to, by się czuć od kogoś lepszym, a po to by poczuć się bardziej sobą - kimś innym. Jak mawiał Cezary Pazura w swoim monologu: "w tym kraju tylko chorzy nie piją". Może jednak nie tylko**

Trzeci powód postanawiania - by się do czegoś zmobilizować. Tu dla przykładu ubzdurałem sobie, że w tym roku napiszę choć jedno opowiadanie na miesiąc, co na koniec roku da mi całkiem ładną liczbę dwunastu sztuk. Niby mógłbym to sobie postanowić w każdej chwili i kwestią samozaparcia pozostałaby realizacja tegóż celu. A jednak gdy nadam temu formę postanowienia noworocznego, zdaje się mieć większą moc. Mógłbym sobie przez wiele miesięcy powtarzać "jutro / w ten weekend" coś napiszę i nic by z tego nie wyszło. A tak? Kto wie. Może z resztą właśnie dodałem temu postanowieniu siły sprawczej, ogłaszając je wszem i wobec, by można było zweryfikować moje słowa... Czas pokaże co z tego wyjdzie i czy będę mógł pochwalić się sukcesem, czy raczej posypać głowę popiołem pozostałym po słomianym zapale.

Jeszcze jedna myśl odnośnie ostatniego dnia roku...
Zastanawialiście się kiedyś ile pieniędzy idzie każdego roku w kosmos pod postacią samych tylko fajerwerków? Setki milionów? Miliardy? Po to jedynie, żebyśmy przez kilka minut mogli się nacieszyć hukiem i blaskiem. Ile głodnych dzieci mogłoby dostać ciepły posiłek? Ilu chorym uratowano by życie opłacając operacje, na które ich zwyczajnie nie stać? Ale nie, przecież ważniejszy jest nasz pokaz pirotechniczny...

Może warto by sobie postanowić, że od tego roku zamiast wydawać pieniądze na petardy i rakiety przekażemy je na bardziej szczytny cel? Skoro już tak nam ciążą w kieszeni to może wspomóżmy kogoś, kto tego potrzebuje, chociażby przekazując parę groszy na jakąś akcję charytatywną? Światło, które w ten sposób zapalimy w sercach, będzie piękniejsze niż to, które pojawia się na niebie po odpaleniu kolejnej wybuchowej zabawki. I pozostanie w nas na dłużej niż kilka sekund...

* Postanowienia noworoczne powinny byc konkretne
** Tak, wiem, że nie wszyscy piją. Znam ze trzech...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz