sobota, 7 stycznia 2012

73. Dwanaście i pół złotego.

Humaniści. Dziś tym określeniem zwykło się określać ogół ludzi, głównie w wieku szkolnym, którym matematyka sprawia spore problemy i co tu dużo kryć, nie wzbudza ich sympatii. Przebijają się oni przez kolejne działy tej wspaniałej nauki uważając, że to jakiś rodzaj tortury jakiej są poddawani przez znienawidzony system oświaty. Teraz, gdy przywrócono obowiązkowy egzamin maturalny z matematyki jeszcze większe grono uczniów uznaje chyba, że chce im się utrudnić życie. Chcąc dowieść bezsensowności całego procederu, pytają czasami: "a do czego będzie mi potrzebne w życiu codziennym?". Spróbujmy odpowiedzieć.

Sytuacja z życia wzięta. Busem, należącym do jakiegoś prywatnego przewoźnika jadą dwie koleżanki - dziewczyny około dwudziestoletnie. Jedna kupiła drugiej jakieś dwa kolorowe czasopisma i korzystając z okazji chce je przekazać. Mówi, że jedno kosztowało trzy pięćdziesiąt, a drugie cztery złote. Wywiązuje się między nimi mniej więcej taki dialog:
- Ale ja mam tylko całe dwie dychy.
- To ile mam ci wydać?
Po czym następuje kilkuminutowa dyskusja na temat tego ile to jest 20 - (3,50 + 4). W międzyczasie jedna z bohaterek pół żartem pół serio mówi "szkoda, że nie mam w torebce kalkulatora".

Rozumiem, że nie każdy wiąże swoją przyszłość z naukami ścisłymi. Nawet przyszły inżynier nie musi z resztą dokonywać w pamięci nie wiadomo jak skomplikowanych obliczeń. Ale jeśli dorosła osoba ma problem z dodawaniem i odejmowaniem liczb w podanym wyżej zakresie, to jest to chyba lekka przesada, czyż nie? Jak takie panienki radzą sobie na co dzień? Wyciągają portmonetkę, by sprzedawca sam sobie wyjął należną kwotę? A może ograniczają się do płacenia kartą kredytową? O ile zapamiętanie czterocyfrowego kodu PIN nie przekracza ich zdolności intelektualnych.

Można wymienić naprawdę sporo sytuacji życiowych, w których znajomość matematyki bardzo się przydaje. Łatwo jednak zauważyć, że lwia część tego, czego uczą nas w szkole przeciętnemu Kowalskiemu się nigdy nie przyda. W życiu codziennym mało kto posługuje się ciągami arytmetycznymi czy logarytmami. Znów wracamy więc do pytania: po co to wszystko? Tak trzeba i koniec? A może to tylko dla tych, którzy zamierzają iść na studia związane z naukami ścisłymi? Otóż nie. Nie tylko.

Matematyka nie tylko pokazuje nam jak rozwiązać różnorakie zadania, ale także kształci w nas pewne bardzo istotne zdolności. Uczy nas analizować dane i wybierać z ich natłoku tylko potrzebne nam informacje. Uczy rozumienia poprzez analogię, stawiania właściwych pytań i znajdowania odpowiedzi. Uczy wyciągania prawidłowych wniosków, dostrzegania reguł jak i przypadków szczególnych. Uczy rozwiązywania problemów z wykorzystaniem różnych metod. Słowem: uczy nas szeroko pojętego myślenia, a nikt mi chyba nie powie, że jest to umiejętność niepraktyczna, czy nie przydatna w życiu. Nawet jeśli po opuszczeniu murów szkolnych nie zdarzy Ci się już ani razu pomnożyć przez siebie dwóch wielomianów czy obliczyć pola powierzchni ostrosłupa prawidłowego, to ze zdolności nabytych na lekcjach matematyki korzystać będziesz do końca swych dni.

Jeśli powyższy argument jest dla kogoś nie wystarczający, to mam jeszcze jeden: matematykę znać po prostu wypada, choćby w podstawowym zakresie. Po to, by nie być ignorantem. Taki jest cel kształcenia ogólnego - wtłoczyć nam nieco wiedzy o wszystkim. Są bowiem rzeczy, które powinien wiedzieć każdy, bez względu na to w czym się będzie w życiu specjalizował. Każdy powinien umieć się posługiwać swoim językiem ojczystym, umieć pokazać swój kraj na mapie świata, znać najważniejsze daty z jego historii. Każdy powinien wiedzieć, że rtęć to trucizna, a woda* doskonale przewodzi prąd elektryczny. I każdy powinien znać tabliczkę mnożenia czy wzór na pole kwadratu. I nie ma wymigiwania się, że "ja jestem humanistą, więc nie muszę umieć liczyć" a "mnie, ścisłowcowi, ortografia nie jest do niczego potrzebna". Jest potrzebna. Bo wszystko to świadczy o Tobie, wpływa na to jak postrzegają Cię inni. A może chcesz powiedzieć, że wcale Cię nie obchodzi jak Cię widzą inni? W takim razie czemu nie wyjdziesz z domu w poplamionych spodniach? Czemu nie chodzisz z potarganymi włosami? Czemu używasz dezodorantu i miętowej pasty do zębów. Żeby nie wyjść na niechluja? Może należałoby się zastanowić, czy przez swoje braki w wiedzy nie wychodzisz czasem na głąba...

Na koniec mała osobista dygresja i wspomnienie dawnych czasów. Podczas, gdy popularne powiedzenie nazywa matematykę "Królową nauk" moja nauczycielka matematyki z gimnazjum preferowała określenie "służebnica nauk". Mówiła, że wszystkie nauki (ścisłe) wykorzystują matematykę. Z perspektywy czasu myślę jednak, że matma jest bardziej królową niż czyjąkolwiek służką. Bez służki jakoś by się mogły obyć, a czy ktoś sobie wyobraża fizykę czy inżynierię bez matematyki?
W szkole średniej zaś, w sali matematycznej, na ścianie widniały słowa Immanuela Kanta:
Tyle jest w każdym poznaniu nauki, ile jest w nim matematyki

Ja jednak zawsze wolałem nieco inną wersję tego cytatu:
Tyle jest w każdej nauce prawdy, ile jest w niej matematyki.


Dlaczego warto uczyc sie matematyki - jeszcze kilka słów w temacie, polecam.


*O ile nie jest demineralizowana... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz