czwartek, 22 grudnia 2011

67. Święta, Święta... No i?

Gdy myślę: „świąteczna atmosfera" - pierwsze skojarzenia dotyczą Świąt Bożego Narodzenia spędzanych z najbliższymi, czyli z moją wielopokoleniową rodziną w Kaliszu . Piękne, wzruszające i bardzo skuteczne jest w tradycji wigilijnej przebaczanie wszystkiego, co mieliśmy sobie za złe w mijającym roku. Trzeba połamać się opłatkiem, spojrzeć sobie głęboko w oczy, złożyć szczere życzenia. To skutecznie odświeża więzi, działa terapeutycznie - to czas ludzko - twórczy, nawet bardzo. Myślę, że dla rodzinnych związków, tych najbliższych człowiekowi, święta są jak kamienie milowe, bo wyznaczają etapy we wspólnej drodze przez życie... *
Mietek Szcześniak

Ładne to słowa. Muszę przyznać, że nigdy jeszcze nie patrzyłem na to w ten sposób. A teraz ręka do góry: kto odczuwa nadchodzące Święta Bożego Narodzenia w taki właśnie sposób? Albo, pytając bardziej ogólnie, kto w ogóle odczuwa coś szczególnego w czasie ich trwania? Nazwijcie to jak chcecie. Atmosferą, klimatem, magią. To coś co sprawia, że te dni są czymś niezwykłym. Czymś więcej niż długi weekend wolny od pracy czy szkoły. Czujecie to? Ja niestety nie czuję i to od wielu już lat. A chciałbym.

Po raz kolejny zastanawiam się dlaczego tak jest. Co się zmieniło?

Powiada się, że dawniej, w czasach, których z oczywistych względów nie mogę pamiętać, święta były naprawdę wyjątkowe. Przychodzą mi do głowy dwa główne powody takiego stanu rzeczy. Z jednej strony dostępność niektórych produktów. Wiadomym jest, że był taki czas, w którym półki sklepowe nie uginały się pod ciężarem produktów, jakie dziś mamy na wyciągnięcie ręki. Święta były jedyną w ciągu roku okazją by zjeść "głupią" pomarańczę, którą dziś możemy sobie kupić, gdy tylko najdzie nas ochota. Z drugiej strony, chyba mieliśmy większą tendencję do gromadzenia się przy wspólnym stole, w większym gronie rodzinnym niż najpopularniejszy teraz model 2 + 1. Odległość i brak środków komunikacji sprawiało, że była to jedna z niewielu okazji by zobaczyć dawno nie widzianych, a w gruncie rzeczy nadal bardzo bliskich krewnych. I święta naprawdę można było nazwać rodzinnymi. Mnie jednak nie dotyczy żaden z przytoczonych argumentów. Jak już wspomniałem - nie mogę pamiętać takich czasów, więc nie mam porównania. A jednak kiedyś to czułem, a dziś już nie. Trzeba więc drążyć dalej.

Ponoć magię, przynajmniej dla dzieci, tworzyło w jakimś stopniu to, że wierzyły w Mikołaja. Niektórzy nawet mieli okazję spotkać go, pod postacią przebranego ojca czy dziadka. Mnie jakoś nigdy nie wciskano podobnej ciemnoty, więc nie mogę powiedzieć by mnie to dotyczyło. Może magia tkwiła w żywej choince, której zapach niósł się na całe domostwo? Niestety również pudło. W moim domu nigdy żywej choinki nie uświadczyłem, a i tak była wyjątkowa.

Komercja. Już w listopadzie, zaraz po Wszystkich Świętych sklepy i centra handlowe zaczynają nas bombardować bożonarodzeniowymi ozdobami. Zewsząd atakują nas choinki, girlandy, światełka i Mikołaje. Pojawił się kiedyś stosowny żart, w świetle którego rodzimi handlowcy wnioskują, by przesunąć Wszystkich Świętych na wcześniejszy termin w październiku czy nawet wrześniu. Dzięki temu mogliby rozpoczynać swe świąteczne kampanie reklamowo - promocyjne jeszcze wcześniej. Raczej do tego nie dojdzie, ale aktualny czas jaki mają do dyspozycji - czyli jakieś 6 tygodni - jest zupełnie wystarczający by te wszystkie ozdoby nam się opatrzyły. I jak świąteczne drzewko ubrane w wigilijny poranek ma mnie odpowiednio nastrajać, jeśli jemu podobnych naoglądałem się przez ostatni miesiąc? I choć nie pamiętam już dokładnie, czy w czasach gdy byłem małym chłopcem tego wszystkiego było znacząco mniej, to jestem w stanie się do tego wyjaśnienia przychylić. Z pewnością jest to jeden z czynników.

Jest jeszcze drugi problem, z którym niewiele można uczynić. Nie jesteśmy już dziećmi. Nie ważna wiara w świętego darczyńcę, owoce cytrusowe czy jakość świątecznego drzewka. Gdy byliśmy dziećmi potrafiliśmy się tym wszystkim po prostu cieszyć. Sama nasza radość tworzyła to co dziś, czując się dorosłymi, nazywamy magią. Jednocześnie zaś jesteśmy święcie przekonani, że coś takiego jak magia zwyczajnie nie istnieje. Tak więc redukujemy Święta do sprzątania, gotowania, zakupów, sztucznych uśmiechów podczas nieuniknionych wizyt "kochanych" krewnych i innych pustych gestów. A gdy już wszyscy sobie pójdę i możemy po tym odpocząć w zaciszu swojego mieszkania, uderza nas świadomość, że całe to Boże Narodzenie nie jest niczym więcej jak dniem wolnym od pracy. Tylko jemy lepiej.

Te niewesołe przemyślenia dopadły mnie tak naprawdę przed dwoma laty. Od tamtej pory, rok w rok staram się odnaleźć choć część tej atmosfery, lub zbudować ją na nowo. Ubieram dużą choinkę, zamiast iść na łatwiznę i ściągać ze strychu takie maleństwo z gotowymi już dekoracjami i lampkami. Szukam podarków dla najbliższych, wsłuchuję się w kolędy. Pędzę na Pasterkę by przypomnieć sobie o co tu właściwie chodzi. Jak dotąd z miernym skutkiem. Biorąc jednak pod uwagę, że w tym roku przez ponad godzinę stałem w kolejce po żywą choinkę, chyba nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa.

Pocieszam się jeszcze myślą, że coś z prawdziwego przesłania tych świąt jednak się zachowało, w mniejszym lub większym stopniu. Oprócz tradycyjnej rodzinnej wigilii pojawiają się bowiem podobne imprezy w gronie znajomych czy współpracowników. Często są zupełnie inne od tych pierwszych, wymuszonych niejako przez stary zwyczaj. Na takie "wigilie" nie mamy obowiązku pójść. Idziemy tam bo chcemy uczcić te święta razem z ludźmi, z którymi spędzamy czas w ciągu roku i dobrze się wśród nich czujemy. Dla mnie osobiście tego typu spotkania, jak również świąteczne wizyty przyjaciół znaczą więcej niż wszystkie zjazdy rodzinne świata.

Na koniec jeszcze jeden fragment z wypowiedzi pana Szcześniaka:

Jeśli ktoś nie uznaje świąt religijnych, ani państwowych, powinien ustanowić sobie swoje prywatne święta, żeby celebrować życie. Myślę, że każdego dnia jest święto, bo każdy dzień jest dany i ma swój sens, bo każdy dzień jest zwykłym cudem. I każdy z nas-nawet jeżeli bywa zły-jest zwykłym cudem.*

Może jest trochę tak, że nie czuję tych Świąt także dlatego, że szukam czegoś niezwykłego w dniach powszednich? Staram się "celebrować życie" jak to ładnie ujął artysta. Celebrować tak jak potrafię. Za pomocą drobnych gestów, które sprawiają, że zwyczajny poniedziałek staje się choć odrobinę niezwykły. Choć trochę lepszy. I wcale nie dlatego, że nie uznaję świąt tych, czy tamtych. Po prostu uważam, że tak jest w porządku. Może jestem dzięki temu szczęśliwszy.

Lecz mimo wszystko uśmiechnij się
I przebacz im wszystko ...
Niech każdy dzień niesie z sobą
To jedyne święto ...

Wesołych świąt!
Bez względu na to co to dziś znaczy ...
Wesołych świąt!
Codziennie życzenia nie może być inaczej ...
Wesołych świąt!
Żaden nasz dzień nie może być nijaki

Róże Europy - Wesołych Świąt 


*Co to znaczy świąteczna atmosfera? 

3 komentarze:

  1. Róże Europy. Nagle stały się dla niektórych bliskie.


    Notka - jedna z najlepszych moim skromnym zdaniem.

    Weszłam napisać tylko jedno zdanie, no ale wyszedł mały komentarz. Więc pisze je, żeby nie rozwlekać się zupełnie niepotrzebnie :



    Wesołych Świąt

    OdpowiedzUsuń
  2. córka cesarza22 grudnia 2011 23:49

    "Trzeba połamać się opłatkiem, spojrzeć sobie głęboko w oczy, złożyć szczere życzenia."
    Może i trzeba, albo po prostu wypada. Niestety czasami to dzielenie się opłatkiem jest najgorszym momentem spotkania.
    6 tygodni oglądania mikołajów, choinek, kolorowych lampek. Miliony wydane na świetne prezenty, tona jedzenia i wielkie sprzątanie. Czy aby na pewno o to chodziło w Bożym Narodzeniu? Może zamiast 25 grudnia siedzieć za stołem powinniśmy pójść do kościoła i przypomnieć sobie: czyje są to urodziny?

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety to prawda. Wigilijna kolacja to chwila, w której najtrudniej jest udawać, że w domu wszystko w porządku. Powinny to być momenty wzmacniające nasze rodzinne więzi. Co jednak wtedy, gdy przez większość czasu rodziną jesteśmy tylko z nazwy? Albo naszą domową tradycją jest przedświąteczna awantura, po której Wigilia wygląda niezbyt ciekawie i ostatnim na co mamy ochotę jest wybaczanie czy życzenie sobie czegoś miłego.

    Może o aspekcie religijnym także powinienem wspomnieć, jednak prawda jest taka, że mało kto zdaje sobie z niego sprawę. Samą atmosferę także tworzy coś innego niż sama idea tych świąt (w końcu dzieci nie są zbyt świadome tej ostatniej, a jednak to "czują" po swojemu)

    OdpowiedzUsuń