środa, 14 grudnia 2011

66. Niezdrowe prawo.

Jak co roku w okresie przedświątecznym wraca dyskusja o karpiach i ich niehumanitarnym traktowaniu. Tym razem głos zabiera sam prokurator generalny Andrzej Seremet.
"Ogłuszania, wykrwawiania lub uśmiercania zwierząt mogą dokonywać jedynie osoby, które ukończyły 18 lat, posiadają wykształcenie co najmniej zasadnicze zawodowe oraz odbyły wymagane prawem szkolenie" – czytamy w wytycznych. Seremet przypomina, że za znęcanie się nad zwierzętami lub ich niehumanitarne zabijanie grozi do roku więzienia. - czytamy w Rzeczpospolitej*.
Rozumiem potrzebę pewnych regulacji i ograniczenia sytuacji, w których na przykład transportuje się żywego karpia w pojemniku bez wody, ale czy specjalne przeszkolenie, o którym mowa nie jest lekką przesadą? Licencja na zabijanie karpia?

Mam nadzieję, że pomysł pana Seremeta pozostanie jedynie pomysłem, przynajmniej w zakresie tego szkolenia. W przeciwnym wypadku, jeśli prawo uzna zabijanie karpia bez stosownego dokumentu za niehumanitarne, może przecież dojść do sytuacji, w której ktoś pójdzie za to do więzienia. W tym momencie traktuje się zabicie karpia na równi z takimi sprawami jak ciągnięcie żywego psa za samochodem lub podpalenie żywcem konia. Dostrzegacie pewną dysproporcję?

Inna sprawa, że takie przykłady przekraczania uprawnień ciężko byłoby ścigać. Nie wyobrażam sobie by policja robiła naloty w mieszkaniach sprawdzając w jaki sposób traktujemy karpia. A może w czasie zakupy żywego osobnika koniecznym będzie okazanie stosownego dokumentu? W tak istotnych sprawach nasz wymiar sprawiedliwości okazuje się niezwykle wręcz skrupulatny, czasami na pograniczu absurdu. Przykład? Proszę bardzo.

Mińsk Mazowiecki. Policja zatrzymuje pijanego mężczyznę kierującego rowerem. Ten, mając w wydychanym powietrzy ponad dwa promile alkoholu, częstuje ich krówkami (sztuk dwie) i prosi by go puścili, bo mieszka niedaleko. Funkcjonariusze odbierają to jako propozycję łapówki, zatrzymują go i kierują sprawę do sądu. Za próbę wręczenia korzyści majątkowej w postaci słodyczy grozi mu do 10 lat. Raczej tyle nie dostanie i najwyżej skończy się na wyroku w zawieszeniu, jednak sam fakt, że oskarżono go o coś takiego daje do myślenia. W porządku - prawo jest prawem, a korzyść majątkowa jest korzyścią majątkową. Czy nie powinien jednak zadziałać zdrowy rozsądek? Nie było mnie tam, więc nie wiem na pewno, ale z relacji wynika dla mnie tyle, że poczęstował ich cukierkami i poprosił, żeby mu darowali winę. Nie na zasadzie "dam wam po krówce, a Wy mnie puścicie". Gdyby nie miał krówek też by ich poprosił o to, by sobie odpuścili. Pech chciał, że tych dwóch nie zdążył zjeść. Jak można jednak potraktować to jako poważną próbę wręczenia łapówki? Słyszeliście o tym, by ktoś kogoś przekupił na poważnie krówkami? Nie? Dlatego i w tym przypadku powinno się to puścić mimo uszu. Jasne, za jazdę po pijaku należało go zatrzymać bo stwarzał zagrożenie na drodze. Za krówki jednak wystarczyło grzecznie poczęstować, co najwyżej pośmiać się później we własnym gronie z tej "korupcji".
W komentarzach do sytuacji pojawiają się głosy, że dla policji liczy się statystyka. W końcu w raporcie zapiszą sobie, że "zatrzymali pijanego kierowcę oraz udaremnili próbę wręczenia korzyści majątkowej funkcjonariuszowi na służbie". Brzmi dużo lepiej niż "złapaliśmy pijanego rowerzystę, który chciał nas poczęstować krówkami"...**

Dalej sprawa dotycząca mojego ulubionego absurdu prawnego. Pan Jan wyciął na swojej posesji trzy drzewa - sosny zwyczajne. Potrzebował opału by ogrzać swoje skromne domostwo i nie miał pojęcia, że na ścięcie drzew na własnym terenie musi mieć stosowne zezwolenie. O fakcie jakiś życzliwy sąsiad poinformował stosowne instytucje. Sprawę zbadano, a na pana Janka za nielegalną wycinkę nałożono karę administracyjną w wysokości ponad 52 tysięcy złotych.***
Zdaje sobie sprawę, że są lasy państwowe, rezerwaty i pomniki przyrody, które należy chronić i do których nikt nieodpowiedni nie powinien się zbliżać z siekierą czy piłą. Ale tego, że nie mam prawa ściąć własnego drzewa to już zupełnie nie rozumiem. Okazuje się chyba, że to nie jest moje drzewo, skoro nie mogę postąpić z nim według uznania.
Powiedzmy, że przed pięćdziesięciu laty mój dziadek kupił kilkanaście sadzonek i zasadził za domem drzewa. Na wszelki wypadek. Gdyby kiedyś przyszły ciężkie czasy i nie było węgla, zawsze można ściąć i wykorzystać zimą jako opał. Państwo nie dołożyło mu ani grosza do tych sadzonek. Nie dołożyło ani grosza do wody, którą trzeba je było podlać jeśli akurat była susza, nie miało najmniejszego wkładu w przycinanie gałęzi, zabezpieczanie przed mrozem czy jakąkolwiek pielęgnację drzewek. I nagle się okazuje, że to samo państwo ma do tych drzew większe prawo niż ja. To ja muszę pytać, czy łaskawie wolno mi je ściąć i spalić w piecu by ogrzać swoją rodzinę.
Co ciekawe, w przypadku osoby fizycznej nie będącej przedsiębiorcą raczej nie pobiera się opłaty za wspomniane zezwolenie. Pozostaje to jedynie formalność, jakiej należy dopełnić. Za około 80 złotych możemy sobie zafundować złożenie wniosku oraz odebranie decyzji na temat tego, czy mamy prawo zrąbać swoje drzewo czy jednak niekoniecznie.

Na koniec coś, co wydarzyło się całkiem niedawno. Pięcioletnia Sara narysowała w szkole "dziada". Rysunek wyglądał mniej więcej w ten sposób:
Interpretacja pani psycholog? Otóż według niej tenże rysunek przedstawia nagiego mężczyznę, na dodatek dziadka dziewczynki. Stąd już oczywisty według niej wniosek, że dziecko mogło paść w domu ofiarą molestowania seksualnego. W połączeniu z donosem życzliwej sąsiadki okazało się to wystarczającym argumentem by z pomocą policji odebrać dziecko z domu. Śledztwo wszczęto dopiero tydzień później. Dziadek nie przyznał się do winy, nie postawiono mu z resztą żadnych zarzutów. Biegli nie stwierdzili na ciele Sary śladów molestowania. Mimo to matka dziewczynki przez trzy tygodnie musiała odwiedzać swoje dziecko by pobyć z nim choćby przez dwie godziny. Dopiero wtedy Wrocławski sąd uznał, że Sara może wrócić do domu. Rodzina pozostaje jednak pod nadzorem kuratora.****

Owszem trzeba być czujnym, zwracać uwagę na nieprawidłowości, czy jednak reagowanie w taki sposób nie jest dużą przesadą? Jak zauważył jeden z internautów feralna wypukłość między nogami "dziada" którą pani psycholog zinterpretowała jako męskie genitalia może być niczym więcej jak próbą poprawy krzywizny brzucha, która dziecku zwyczajnie nie wyszła. Nawet zaś, gdyby rzeczywiście rysunek ten przedstawiał nagiego dziadka dziewczynki - czy świadczy to automatycznie o tym, że była przez niego molestowana? Zgadzam się, że trzeba na taki rysunek zareagować, ale chyba nie w tak pochopny sposób. Może wypadałoby najpierw porozmawiać na ten temat z dziewczynką, z jej rodzicami, przyjrzeć się sytuacji w domu szukając innych nieprawidłowości. Zamiast tego ktoś uznał, że dziecku dzieje się krzywda więc trzeba je jak najszybciej ratować. Paradoksalnie okazuje się, że mimo jak najlepszych chęci uczyniono dziecku krzywdę. Te trzy tygodnie rozłąki  mamą i z domem mogą bowiem pozostać w jej pamięci bardzo długo, jeśli nie na zawsze.

Hasło znanej kampanii przeciw pedofilii głosi "zły dotyk boli przez całe życie". To prawda. W tym wypadku wypadałoby dodać, że równie mocno jak taki "zły dotyk" dziadka może boleć dotyk rąk pani psycholog czy policjanta, który przychodzi do normalnego domu i wyrywa pięcioletnie dziecko z objęć matki. Ten dotyk także może utkwić w pamięci dziecka na całe życie i sprawić, że będzie się w przyszłości budziło w nocy z krzykiem. Szkoda, że nikomu nie przyszło to do głowy odpowiednio wcześnie. Teraz możemy jedynie mieć nadzieję, że Sarze uda się o tym jednak zapomnieć.

* Los karpi w rękach prokuratorów
** Krówkowa korupcja
*** Wyciął trzy sosny
**** 5-letnia Sara wrocila do najblizszych 

2 komentarze:

  1. co raz częściej utwierdzam się w przekonaniu, że nie dość, że polskie prawo bywa czasami wręcz ograniczone, to znajdują się ludzie, którzy po prostu nie myślą, według nich prawo ma służyć do ochrony przed złem etc. , ale przepraszam bardzo. Muszę się z Tobą zgodzić co do sprawy o molestowanie, jasne, trzeba zareagować, sprawdzić, ale bez przesady.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. dziurawy durszlak20 grudnia 2011 11:14

    Oj w końcu dodałem komentarz, niestety wielkim opóźnieniem.

    Ja w tym roku karpia się nie tknę, co to to nie nie chcę trafić na rok do paki. Nie mam przeszkolenia a jak jakiś sąsiad mnie podkabluje? Noooo paniee...! CIA, FBI, policji, milicji a nie chcę mieć na karku. A jak się jeszcze okaże, że ten karp to jakiś bogaty był, że miał kontakty i wpływy, znajomości!? To tym bardziej z karpią mafią nie chce mieć do czynienia! Zdechłej, rozjechanej żaby nie chcę zobaczyć na wycieraczce... A jak się z nimi dogadam skoro oni przyjdą i tylko (:0 :o :| :o :0 :o :| :o :0 ) za ch... nie zrozumiem o co im chodzi! Nie znam karpiego!

    Dziękuję, postoję!

    I pytanie aby podtrzymać tradycję. A pan jak zabija karpia?

    Wesołych świąt ;P

    OdpowiedzUsuń