poniedziałek, 26 września 2011

39. Postaw krzyżyk.

Nie znam się na polityce. Ten temat nigdy mnie specjalnie nie interesował. Może z resztą jestem zbyt leniwy by na bieżąco śledzić co się dzieje, doszukiwać się wiarygodnych źródeł informacji innych niż te publicznie dostępne. Pewnie to źle. Powinno się dzieje co się dzieje tam na górze, w końcu ważą się losy państwa a więc i nasze, moje. Pomijając jednak moje niedbalstwo w tej kwestii, nawet jeśli nie mam odpowiedniej wiedzy nachodzą mnie czasami, jak chyba nas wszystkich, pewne przemyślenia na temat rządzących. Teraz jest ku temu szczególnie dobra okazja. Zbliżają się bowiem wybory, a więc dzień, w którym mamy obywatelski obowiązek pójścia do urn i postawienia krzyżyka. Wypadałoby jednak wiedzieć gdzie ten znaczek postawić. Czy dla wszystkich z nas wybór jest oczywisty i co ważniejsze w pełni świadomy?

Zastanówmy się na jakiej podstawie większość z nas dokonuje tego wyboru? Jaki odsetek Polaków naprawdę ma świadomość na kogo i dlaczego głosuje? Kto zna programy partii politycznych, wie którzy to liberałowie a którzy konserwatyści i która z tych postaw bardziej mu odpowiada, jest lepsza dla naszego kraju? Według mnie jest to niewielka część elektoratu. Co więc z całą jego resztą, która także pójdzie do urn? Czym oni kierować się będą wybierając osoby, które w najbliższym czasie decydować będę o losach nas wszystkich? Prawdopodobnie tym, czym faszerują nas media. Spotami reklamowymi, chwytliwymi hasłami, nazwiskami na plakatach. Do tego dochodzą jakieś osobiste przyzwyczajenia, przywiązanie do pewnych opcji politycznych. Chciałbym się jednak skupić na tym pierwszym aspekcie a więc na kampanii wyborczej i na tym, w jaki sposób wpływa na nasz osąd i wybór.

Jak wygląda współczesna kampania wyborcza? Zupełnie tak jak kampania reklamowa jakiegoś produktu i w rzeczywistości nie jest niczym innym. Jest pewien towar - w tym wypadku dana partia polityczna, konkretny polityk czy hasło. Jest grono potencjalnych nabywców - w tej roli wszyscy uprawnieni do głosowania. I jest jeden, konkretny i bardzo prosty cel: sprzedać towar klientowi. Każdy sposób do osiągnięcia tego celu jest dobry. Skoro więc jest to zwykła kampania reklamowa sięga się do wszystkich, wypróbowanych już metod i sztuczek. Ładnie brzmiące slogany, kolorowe filmiki w telewizji na których widzimy uśmiechniętych ludzi, nowe wspaniałe osiedla, powstające tysiącami nowe miejsca pracy. No i eleganckich polityków, bo przecież interesuje nas by ktoś kto nas reprezentuje i, bądź co bądź żyje za nasze pieniądze, ładnie wyglądał. Takim się go więc przedstawia czy to w materiałach telewizyjnych, czy prasowych. Najbardziej jest to widoczne na plakatach. Niektórzy wręcz przesadzają z komputerowym poprawianiem sobie urody przez co na przykład wychodzą na zdjęciach nienaturalnie młodo. Czy takie manipulowanie własnym wizerunkiem nie jest pewną przesadą? Najwyraźniej nie. Grunt, że działa.

Pojawiają się sztuczki socjologiczne. Obiecywanie tego, czego naród akurat potrzebuje. Gra na emocjach, podkreślanie wartości najważniejszych. Zdrowie, rodzina, edukacja. Kiełbasa wyborcza niemal w dosłowny sposób wciskana ludziom. Czasem w postaci darmowych badań, które można przeprowadzić pod szyldem jakiejś partii. Czasem wprost będąca drobnym upominkiem z jej logo czy nazwiskiem kandydata. Któż nie wyciągnie ręki po darmowy kalendarzyk, napój czy wafelka. W końcu dają za darmo. A później, gdy stoimy w lokalu wyborczym kompletnie nie wiedząc na kogo oddać głos myślimy sobie "Żadnego z nich nie znam, ale ten mi "dał" wafelka. Stawiam krzyżyk." Głupie? Jasne. Myślicie, że nikt nie głosuje w taki sposób? Pewna partia wystartowała swego czasu do wyborów z hasłem: "Oni już byli, my jeszcze nie". I, choć w oczywisty sposób słowa te mówią, że cała gra idzie o to, by wdrapać się na stołek, na część odbiorców te słowa podziałały. Dlaczego? Bo w gruncie rzeczy powiedziano ludziom prawdę. Inny przykład, dotyczący zresztą tej samej partii. Niektórzy ludzie oddawali głos na jej kandydatów argumentując to tym, że "I tak lepiej nie będzie, a może przynajmniej będzie śmieszniej". Znów powiedzie, że to głupi powód by głosować na daną osobę? I macie racje. Ale jest kolejny krzyżyk, więc spece od kampanii mogą być z siebie zadowoleni.

Inny przykład? Przyciąganie znanych osób. Stałym elementem kampanii wyborczej jest ściągnięcie jak najpopularniejszych nazwisk na swoje listy wyborcze. Nikt już nie ogranicza się do osób bezpośrednio związanych z polityką. Pojawiają się więc znani sportowcy, aktorzy, gwiazdy muzyki czy telewizji. Historia uczy, że wystąpienie w popularnym reality show radykalnie zwiększa szanse na zrobienie, choćby krótkotrwałej, kariery politycznej. Ludzie bowiem, nie umiejąc inaczej podjąć decyzji wybiorą tego kogo znają, o kim słyszeli, kogo darzą jakąś sympatią. Nie zastanawiają się za bardzo nad tym, że taki osobnik, szanowny pan poseł, pojawiać się będzie w sejmie zaledwie sporadycznie a głosu nie zabierze ani razu przez cztery lata kadencji...

I coś co jeszcze raz chciałbym podkreślić odnośnie spotów wyborczych. Pojawia się tu coś, z czym mamy też do czynienia w innych reklamach, choćby pasty do zębów czy proszku. Owszem jest co nieco o produkcie, wychwala się jego zalety. Znaczna część reklamy zajmuje coś innego. Pokazuje się bowiem, że ludzie, którzy korzystają z reklamowanego produktu stają się natychmiast szczęśliwsi, ich życie staje się lepsze. Uśmiechnięte dzieci bawią się z rodzicami, którzy zażyli środki przeciwbólowe. Dezodorant czy guma do życia radykalnie poprawiają nasze życie towarzyskie i relacje z płcią przeciwną. Dzięki odplamiaczowi uratowana zostaje wieloletnia przyjaźń, która z pewnością legła by w gruzach bo jedna koleżanka pożyczyła od drugiej bluzkę i zaplamiła ją czerwonym barszczem. Przemyca się wiele tego typu obrazków pośrednio tylko związanych z tym, co się tak naprawdę reklamuje. przekaz odnosi jednak oczekiwany skutek. Do odbiorcy dociera podświadomy sygnał: kup nasz proszek czy pastę, a twoje życie będzie lepsze.

Powiecie, że to na was nie działa. Może i tak jest. Musi być jednak grono ludzi, którzy są podatni na tego typu zabiegi. Gdyby tak nie było nie stosowano by ich od tylu lat. Tymczasem wciąż mamy z tym do czynienia i będziemy mieć nadal. Ktoś może powiedzieć: No dobrze, przyznaję że kampania wyborcza jest jak wciskanie nam jakiegoś produktu z półki w markecie. Co w tym złego? Na tej samej zasadzie kupuję chipsy, czemu nie miałbym tak wybierać polityków. Odpowiedź jest prosta: wybór chipsów czy proszku do prania nie wpłynie aż tak radykalnie na Twoje życie. Od żadnej pasty zęby nie powypadają. Jeśli po szamponie włosy nie będą wystarczająco lśniące czy puszyste wyrzucisz go i kupisz sobie inny. Z politykiem już nie jest tak łatwo. Politycy mogą bowiem sporo namieszać w naszym codziennym życiu, a co gorsza nie tak łatwo strącić ich ze stołków, na które sami ich wsadziliśmy. Dlatego własnie wybór, jakiego dokonujemy jest taki ważny.

W porządku, ponarzekałem, powytykałem paluchem to, co moim zdaniem jest bardzo niedobre. Jak jednak to naprawić? Jak powinna wyglądać kampania wyborcza? Otóż mam pewien pomysł. Pozbawmy kampanię wyborczą tego, co czyni ją zwyczajną reklamą. Żadnych kolorowych obrazków, filmików, haseł i mądrzenia się. Żadnego sprzedawania polityków wyborcom i rozdawania drobiazgów na ulicy. Tylko konkret, przedstawianie faktów. Jak to sobie wyobrażam?

Zbliżają się wybory. Każda partia przygotowuje ścisły program oraz jego wersję skróconą, przeznaczoną do prezentacji w mediach. Byłoby to powiedzmy 10 najważniejszych rzeczy, jakie ta partia chce zrobić dla kraju i jego obywateli. Nie pustych haseł typu "miejsca pracy" "niższe podatki" "dostęp do przedszkoli". Konkrety. Tylko rzeczy, które da się zrealizować w trakcie pojedynczej kadencji. Co chcą zrobić, w jaki sposób chcą tego dokonać, ile to będzie kosztowało i jak zamierzają to sfinansować. Proste i logiczne. Dające obywatelom wgląd na to, czego mogą się spodziewać po politykach. Od tych ostatnich zaś wymagające włożenia nieco pracy w przygotowanie tego wszystkiego, być może wymuszające na nich przemyślenie tego co można obiecać, a czego nie można. Ponadto partia rządząca do tej pory była by rozliczana z dotychczasowych osiągnięć. Ważniejsze od tego co chcą obiecać byłoby to, jak wywiązali się z wcześniejszych zapewnień. Przywoływano by więc listę ich pomysłów z poprzednich wyborów pokazując co rzeczywiście udało im się zrobić, a czego nie. Jeśli z tych dziesięciu rzeczy udało im się zrobić dwie lub nie udało zrobić żadnej, to naprawdę gratuluję tym, którzy dadzą im kolejną szansę.

Należałoby jeszcze zapewnić pewien obiektywizm w prezentowaniu tych informacji. Można by to zrealizować tak, że te skrócone programy nie byłyby przedstawiane przez poszczególne partie, a przez zupełnie osobny, niezależny organ. Komitety wyborcze przygotowałyby tylko odpowiedni dokument opatrzony suchymi, zwięzłymi informacjami. W telewizji emitowany byłby zaś program, przypominający serwis informacyjny jednak poświęcony w całości wyborom. Prezenter odczytywałby po kolei wszystkie takie podsumowania, nie dodając nic od siebie, nie dodając żadnych materiałów filmowych czy innych takich. Suche fakty.

Cały pomysł ma oczywiście wady. Zaraz pojawią się głosy, że żadna stacja telewizyjna nie jest na tyle niezależna, by mogła się podjąć takiego zadania. Czy da się znaleźć zupełnie bezstronnego prezentera. Owszem ma obowiązek czytać to, co ma podane w dokumentacji, al może przecież czytając program jednej partii się uśmiechać, a czytając drugi nie. Drobiazg a jednak jest jakąś pozostałością tego, co chcemy wyeliminować. Tak samo tę oficjalną część programów partii należałoby ograniczyć pewnymi zasadami. Któraś partia mogłaby powiem postawić sobie 10 zadań względnie łatwych do zrealizowania, choć niezbyt znaczących. Mogliby zrealizować wszystkie, a jednocześnie niewiele zrobić dla kraju. To już jednak byłaby kwestia regulacji i zdrowego rozsądku samych obywateli, którego żaden system wyborczy czy zmiany w prowadzeniu kampanii wyborczej nie zastąpią.

7 komentarzy:

  1. Gdyby wybory miałyby coś zmienić, to dawno zostałyby zakazane.

    OdpowiedzUsuń
  2. gdybym przeczytała notkę może napisałabym coś inteligentnego, ale byłam zajęta karmieniem czarnej rybki.

    OdpowiedzUsuń
  3. ^^ nie znam się na polityce więc nie będę się zbyt wiele wypowiadać.
    (mam wrażenie, że im więcej razy próbowałam coś napisać i dodać tym krótsze mam wypowiedzi:P ale może to i dobrze? I tak za dużo gadam:P)
    Zgadzam się z Anonimowym...

    Kiedyś gdzieś przeczytałam, że lepiej by było, gdybyśmy głosowali "przeciw" a nie "za". Wtedy więcej ludzi by poszło, żeby usunąć tych "najszkodliwszych" o ile da się ich wytyczyć od tych ... no od reszty.

    Bezsens. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałbym zauważyć, że nie roztrząsam tutaj tego czy wybory mają sens czy nie. Mówię o sposobie prowadzenia kampanii wyborczej, o tym w jaki sposób się nami "manipuluje".

    Nie powiedziałbym, że wybory są pozbawione sensu. Po prostu polska scena polityczna i coś co nazywamy kulturą polityczną wyglądają tak, a nie inaczej. Partie polityczne nie spełniają oczekiwań. To, że nie mamy jednak dostępnej opcji, która w pełni by nas satysfakcjonowała nie świadczy jednak o tym, że cały proces wyboru jest pozbawiony wszelkiego sensu. myślę tez, że gdyby lepiej rozliczać polityków z wykonywanej pracy, mogłoby ich to zmobilizować do wykonywania jej w sposób bardziej sumienny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie chodziło mi o to, że WYBORY są bezsensu.
    Powiedziałam tylko, że to co się dzieje w polityce jest bezsensu. Dla mnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Napisałaś, że "zgadzasz się z Anonimowym" a on twierdzi mniej więcej coś takiego właśnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bo wybory same w sobie sens mają. A to, co się dzieje 'naprawde' to temat na inną dyskusję. Dlatego się zgodziłam. :P

    OdpowiedzUsuń