niedziela, 8 kwietnia 2012

88. Genialni głupcy.

Moja nauczycielka fizyki ze szkoły średniej uważała za bardzo fascynujący fakt, iż po śmierci Alberta Einsteina z jego ciała wydobyto mózg a następnie poddawano go przeróżnym badaniom mającym pomóc w zrozumieniu jego geniuszu. Ja osobiście nie podzielam jej entuzjazmu. Pomijając związane z tym kontrowersje (choćby kwestię tego czy było to zgodne z wolą denata) nie do końca rozumiem motywację badaczy. Cóż by bowiem zrobiono, gdyby istotnie znaleźli coś co odróżnia mózg genialnego fizyka od mózgu sprzedawcy kalafiorów? Czy usiłowano by przeprowadzać modyfikacje ludzkiego mózgu, aby masowo produkować takich geniuszy? A może próbowano by odnajdywać potencjalnych następców Alberta na etapie badań prenatalnych powiedzmy? Nie wiem. Wydaje mi się, że chodziło bardziej o zwykłą, w pewien sposób niezdrową ciekawość połączoną być może z chęcią zdobycia naukowego rozgłosu, gdyby rzeczywiście udało się coś odnaleźć.

Jeśli już miałoby mnie zajmować coś związanego z ta postacią, to, wyjąwszy wybitne osiągnięcia, zastanawia mnie coś z goła innego. Z jednej strony niewątpliwy geniusz, z drugiej człowiek, który dość późno nauczył się mówić (bodajże w wieku 3 lat) a czytać jeszcze później (7 lub 9 - nie jestem pewien). Udało mi się gdzieś kiedyś przeczytać o tym, że pewne trudności z czytaniem miał do końca życia. Poza tym przejawiał wiele dziwacznych zachowań, które skłoniły współczesnych naukowców do wysnucia hipotezy, jakoby cierpiał on (podobnie z resztą jak Newton) na zespół Aspergerera.

Ciężko mi w tej chwili spekulować na temat tego, czy Albercik istotnie cierpiał na autyzm. W jakimś stopniu jego późniejsze zachowanie mogło wynikać z tego, że był ekscentryczny - jak to geniusz. Za młody zaś mógł być zwyczajnie dziwnym dzieckiem - że się tak nienaukowo wyrażę. Bardziej istotnym od tego "jak to było z Einsteinem" jest to, że naprawdę istnieją ludzie, łączący w sobie geniusz i upośledzenie umysłowe.

- A ile jest 4343 razy 1234?
- 5 359 262
(...)
- Ray, ile kosztuje batonik?
- Około sto dolarów.
- A mały samochód?
- Około sto dolarów.
z filmu "Rain Man"

To dopiero fascynujące. Ludzie, którzy z jednej strony nie potrafią sobie samodzielnie zawiązać sznurowadeł, a z drugiej wykonują w pamięci działania matematyczne w czasie krótszym, niż przeciętnemu człowiekowi zajmie wstukanie tego działania w kalkulator. Kompletnie nieprzystosowani do funkcjonowania w społeczeństwie, a przy tym, na pewnym poziomie, przewyższający intelektualnie każdego z nas. Nie potrafią odpowiedzieć na proste pytanie dotyczące swojego stanu czy emocji, za to doskonale się "komunikują" między sobą za pomocą jedenastocyfrowych liczb pierwszych.

Takich ludzi kiedyś nazywano "genialnymi idiotami". Dziś mówimy, że cierpią na zespół sawanta. Wbrew powszechnej opinii nie wszyscy są dotknięci autyzmem, tak samo jak nie wszyscy chorzy na autyzm są sawantami. Próbując wyjaśnić to zjawisko odkryto jednak, że są to zwykle osoby, u których upośledzone są umiejętności związane z lewą półkulą (mowa, porozumiewanie się w ogóle) podczas gdy nadzwyczajne talenty jakie posiadają związane są z półkulą prawą (nadzwyczajna pamięć, zdolności matematyczne, artystyczne). Wysnuto stąd hipotezę mówiącą, że wszystkiemu winna jest uszkodzona lewa półkula. W normalnych okolicznościach jest ona ta dominującą, a więc ogranicza potencjał półkuli prawej. Gdy nie jest do końca sprawna, jej sąsiadka może sobie pozwolić na nieco więcej swobody, a wręcz zdominować wnętrze naszej czaszki. I stąd efekty. (źródło).

Spekuluje się na temat tego, czy podobne umiejętności można w sobie wykształcić, czy też jest to tylko i wyłącznie cecha wrodzona i w żaden sposób nie można stać się sawantem. Mnie najbardziej zastanawia fakt: ja w ogóle jest możliwe by ludzki umysł dokonywał tak niesamowitych operacji. Może to wynika z moich własnych ograniczeń. Dla kogoś kto nie zna całek czy macierzy obliczenia z nimi związane również będą się wydawać czarną magią. Z drugiej strony potrafię sobie mniej więcej wyobrazić złożoność obliczeniową związaną z wyznaczeniem jedenastocyfrowej liczby pierwszej. Bez użycia komputera byłaby to czynność niesamowicie czasochłonna. Nie jestem w stanie powiedzieć czy wymagałaby wielu godzin czy dni. W każdym bądź razie jest to nieporównywalnie dłuższy czas niż "mgnienie oka" jakiego potrzebują niektórzy sawanci.  Nawet gdyby opanowali jakiś niesamowicie złożony algorytm do odnajdywania kolejnych liczb pierwszych, ciężko sobie wyobrazić by korzystając z niego otrzymywali prawidłowe rezultaty w tak niebywale krótkim czasie. A jednak... to się dzieje.

W tym miejscu pojawia się pytanie o możliwości ludzkiego mózgu. Znany mit głosi, że wykorzystujemy jedynie dziesięć procent jego możliwości (niektórzy uważają więc, że osoby z zespołem sawanta wykorzystują większą jego część). Należy to jednak włożyć między bajki, bowiem neurobiologia dowodzi, że korzystamy niemal z całej jego masy. Przekłamanie wynikało z tego, że badano jedynie chwilową aktywność mózgu. Wtedy rzeczywiście można stwierdzić, że aktywnych jest zaledwie kilkanaście procent jego objętości. Sęk w tym, że różne jego części są odpowiedzialne za inne zadania. Inny fragment będzie pracował podczas rozwiązywania równania, inny podczas malowania obrazu, jeszcze inny wtedy, gdy będziemy słuchać muzyki. Gdy zajmujemy się tylko jedną z tych rzeczy pozostałe ośrodki mogą sobie "odpocząć". Podobnie jak z naszym ciałem. Pisząc te słowa wykorzystuję głównie swoje dłonie i oczy. Nie oznacza to przecież, że moje nogi są bezużyteczne, czyż nie?

O ile u poszczególnych chorych na zespół sawanta mamy do czynienia z różnymi objawami geniuszu, o tyle większość z nich łączy niebywała wręcz pamięć. To z kolei przypomina mi pogląd, wedle którego nasz mózg nie filtruje informacji jakie do niego docierają, a zapamiętuje wszystko "jak leci". Biorąc uwagę niebywałą pojemność naszej głowy, o której jakiś czas temu wspominałem w notce HDD pełen wspomnień, nie wydaje się to takie niemożliwe. Ponadto, gdy nauczymy się nieco o sposobie, w jaki składujemy wspomnienia pod czaszką, może się okazać, że dotrzemy do rzeczy, o których zapamiętywanie w ogóle się nie podejrzewaliśmy. Tak czy inaczej, przyznacie chyba, że to interesująca koncepcja. Zachowywać w pamięci praktycznie wszystko, co wydarzyło się wokół nas od dnia narodzin. Każdą twarz, każde zasłyszane słowo, każdy smak...

Przychodzi mi do głowy jeszcze jeden argument sugerujący słuszność powyższej teorii. Zdarza Wam się powiedzieć "Znam to skądś!" jednocześnie nie wiedząc skąd owe "coś" znacie? Spotykamy znajome twarze, a kompletnie nie kojarzymy skąd znamy daną osobą? Próbujemy potrawy i jej smak wydaje się dziwnie znajomy, choć nie sposób określić gdzie i kiedy jedliśmy coś podobnego? Nie możemy sobie przypomnieć tekstu piosenki z dzieciństwa, albo jakiegoś miejsca, ale gdy usłyszymy tę piosenkę, gdy zobaczymy to miejsce, będziemy wiedzieli, że "to jest to". Czy nie dowodzi to faktu, że istnieją pokłady naszej pamięci, do których mamy po prostu ograniczony dostęp?

Ostatnia ciekawostka. Zwolennicy teorii głoszącej, że 90% naszego mózgu stanowi jedynie balast zakładali także, że wykorzystanie naszego aparatu decyzyjnego w większym stopniu pozwoli nam nie tylko rozwinąć zdolności intelektualne ale i parapsychiczne takie jak telepatia czy psychokineza. Choć cały szum związany z tymi nieszczęsnymi dziesięcioma procentami jest nieprawdą, można nadal spekulować jakie są rzeczywiste możliwości naszego umysłu. Czy niesamowite obliczenia matematyczne i nieprawdopodobna wręcz pamięć wyczerpują jego potencjał? A może granica tkwi o wiele dalej, sięgając tego, co włożylibyśmy na półkę z opowieściami science - fiction? Osobiście dopuszczam możliwość istnienia zdolności, jakie nazwalibyśmy nadprzyrodzonymi. Skoro zaś nasz mózg jest zdolny do tak niebywałych wyczynów, czemu nie miałby wspiąć się o jeden stopień wyżej i pozwolić nam chociażby na doświadczanie eksterioryzacji?

2 komentarze:

  1. Kiepska nauczycielka chyba... Jest tyle ciekawych rzeczy - np. z teorii kwantów to że jak foton zostanie rozdzielony na dwa i jeden z nich poddany zjawisku np. dyfrakcji to obraz drugiego nie pojawi się na ekranie. Fizyka jest ciekawa...

    Ale to nie do końca na temat. Właśnie obejrzałem jakiś program o pamięci i właśnie genialnych idiotach na jakimś discovery. Może też akurat widziałeś?

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Osobiście odnoszę wrażenie - na podstawie relacji znajomych i własnych doświadczeń - że większość nauczycieli fizyki niezbyt się nadaje do wykonywania swego zawodu. Jeśli nawet posiadają prawdziwą pasję to nie potrafią się nią podzielić z uczniami i zamiast budzić fascynację zrażają do tego przedmiotu czy nauki w ogóle.

    A nie, tego programu nie widziałem. Ten temat chodzi mi po głowie już od jakiegoś czasu. Kiedyś przeczytałem związany z tym artykuł w "Wiem", gdzie jako przykład podano historię autystycznych bliźniąt. Właśnie oni, poza wieloma innymi zdolnościami typowymi dla sawantów, mieli zwyczaj prowadzenia swoistych rozmów, w czasie których wymieniali kilkucyfrowe liczby pierwsze.

    OdpowiedzUsuń