poniedziałek, 5 marca 2012

83. Grunt to prund.

A gdybyśmy tak obudzili się jutro i dowiedzieli się, że w naszych gniazdkach nie ma tak ukochanego przez nas prądu przemiennego o napięciu 230V i, co gorsza, nigdy już nie będzie? Gdyby się okazało, że nasze telewizory, komputery i mikrofalówki są właściwie bezużyteczne, a komórki mogą robić najwyżej za przyciski do papieru? Wyobrażacie sobie taki dzień? Taki "nowy, wspaniały świat"? Wątpię by Wam (nam) się to spodobało...

W związku z powyższym rozumiemy jak ważnym jest, by energia elektryczna nie przestała płynąć. Bezpośrednią odpowiedzialność za to ponoszą oczywiście władze naszego państwa. Te zaś, jak widać problemem się interesują i podejmują szereg działań mających zapewnić nam świetlaną energetyczną przyszłość i uniezależnić nas od bogatszych sąsiadów. Nie sposób mieć komukolwiek za złe tych, jakże światłych, zamierzeń. Czy jednak zabierają sie do tego od właściwej strony? Pomyślmy...

Na pierwszy ogień niech pójdzie energia jądrowa. Polska elektrownia atomowa, o której planowanych lokalizacjach było niedawno tak głośno, miałaby być odpowiedzią na "żenująco małą ilość energii" jaką nasz kraj produkuje. Kampania mająca na celu przekonanie społeczeństwa do tego rozwiązania zdaje się odnosić skutek i stopniowo coraz większa część Polaków skłania się ku temu rozwiązaniu. Wyjątkiem są oczywiście mieszkańcy tych miejscowości, w których instalacje te miałyby powstać, ale to nie pierwszyzna. Wiele osób wie, że potrzeba w kraju elektrowni, spalarni śmieci czy autostrad i nie mają nic przeciw temu, pod warunkiem, że będzie się je budować z dala od ich okien...http://archiwum.wiz.pl/1996/96112500.asp

W kwestiach ekologicznych dowodzi się, że ten rodzaj energii jest o wiele bardziej przyjazny dla środowiska niż tak przez nas "lubiany" węgiel. Nawet zresztą, gdyby ie były tak zdrowe, to przecież nie ma takiego znaczenia, czy elektrownia taka będzie stała w granicach naszego kraju czy nie. Zanieczyszczenia nie znają granic, więc chętnie do nas przywędrują od któregoś z sąsiadów lub z nowej elektrowni, jaką w pobliżu naszej granicy zamierza wybudować Rosja.

Inną sprawą jest bezpieczeństwo takiej inwestycji. Wiele osób pamięta Czarnobyl, a chyba wszyscy niedawną tragedię Fukushimy. I po raz kolejny zapewnia się nas, że do tych awarii doszło w wyniku splotu pewnych okoliczności (powiedzmy), które w normalnych warunkach nie mogą się powtórzyć, a współczesna technologia czyni ten rodzaj energetyki niezwykle bezpiecznym. A jednak nasi zachodni sąsiedzi chociażby postanawiają się stopniowo wycofywać z energetyki jądrowej. Wydarzenia w Japonii chyba z resztą skłoniły rządy wielu państw do zastanowienia się czy dalej chcą inwestować w atom w takim samym jak dotychczas stopniu. I tu pojawiamy się my, przekorni jak zwykle. Gdy inni zaczynają się wycofywać my chcemy wybudować swoją pierwszą "atomówkę". A co!

Drugim ważnym punktem rozmowy o przyszłości energetyki w Polsce jest gaz łupkowy. W zasadzie wiemy o nim niewiele, poza tym, że mamy go dużo i ma nas uczynić niemal niezależnymi energetycznie, a jednocześnie bogatymi. Jak będzie naprawdę? Kontrowersji jest dużo, nie brakuje głosów sprzeciwu a wręcz węszenia kolejnego wielkiego spisku, w który zamieszane są wielkie koncerny paliwowe. Jakie jest moje zdanie na ten temat? Niewątpliwie chodzi o wielkie pieniądze, a w takiej sytuacji niejeden może zapomnieć, że dobro kraju i jego mieszkańców jest dobrem najwyższym. Niewątpliwie ktoś się na tym dorobi, ktoś weźmie w łapę, a ktoś dostanie potężną premię, na która prawdopodobnie nie zasłuży. Czy jednak przeciętny Kowalski coś z tego będzie miał? Nie wydaje mi się...

Gdyby nawet przeprowadzono wszystko w miarę uczciwie i naprawdę do naszego kraju miała popłynąć rzeka pieniędzy i taniego paliwa, nadal pozostaje jedno grube "ale". Jest nim metoda wydobycia tego gazu. O ile dobrze zrozumiałem, mamy ją zapożyczyć od Amerykanów (czy wręcz oni mają ten gaz u nas wydobywać). Podstawą tej metody jest wpompowanie w ziemię nieprawdopodobnej ilości chemikaliów (15 mln litrów na odwiert). A co mamy w tych chemikaliach? Lista zawartych w nich związków jest długa i liczy około 750 pozycji. To, co daje do myślenia to fakt, że 650 z nich uznano za substancje niebezpieczne i rakotwórcze. Nie wiem jak Wy, ale ja osobiście sobie nie życzę, by mi coś takiego pompowano w ziemię ojczystą, za żadne pieniądze... Obawiam się jedynie, że są takie pieniądze, dla których niektórzy ludzie pozwoliliby to wpompować we własną matkę...(źródło)

Pomijając jednak wątpliwości rozumiem ogólny zamysł tych inwestycji - mamy mało energii, potrzebujemy więcej. W porządku. Do tego momentu wszystko się zgadza. Ale ale...

Spójrzmy jak wygląda sprawa z odnawialnymi źródłami energii. Jak grzyby po deszczu wyrastać zaczęły elektrownie wiatrowe. Nawet w mojej okolicy jest ich sporo, choć mieszkam raczej na nizinie. Przejeżdżając przez jakąś wioskę mijam nieraz grupki kilku wiatraków. Zastanawiającym jest, że, gdy stoją obok siebie trzy sztuki to tylko w dwóch z nich, lub nawet w jednym obracają się łopaty śmigieł, pozostałe stoją nieruchomo. Dlaczego tak jest? Czy wiatr wieje w takim kierunku, że jedne porusza a drugich nie? Otóż nic podobnego. Te, które się nie poruszają są zwyczajnie zatrzymane. Powód? firmy energetyczne nie chcą kupować energii od właściciela farmy wiatrowej, bowiem w sieci jest nadwyżka energii.

Właściciele prywatnych elektrowni wodnych też nie mają łatwego życia. Nie tak dawno słyszałem o podobnym przypadku jak powyżej. Pewien mężczyzna wziął niemały kredyt i wybudował własną elektrownię wodną, po czym okazało się, że wyprodukowanej w ten sposób energii nikt od niego nie kupi bo nie jest potrzebna. A kredyt spłacić trzeba. Niestety nie mogę się doszukać źródeł, ale na pewno słyszałem o czymś takim. Możecie mi jedynie uwierzyć na słowo. (źródło)

Koniec końców nie wiem już, czy tej energii mamy za mało, czy za dużo? Tak czy owak wybudowanie własnej elektrowni wydaje się niezłym rozwiązaniem, choć może należałoby zmienić podejście do tego tematu. Zamiast nastawiać się na to, że ktoś od nas kupi wyprodukowany prąd i będziemy mieć źródło utrzymania, pomyślmy raczej w ten sposób: na wszelki wypadek zawsze mamy swoje źródło elektryczności, czyż nie?

1 komentarz:

  1. z tymi wiatrakami to podobno jest tak, że zużywają więcej energii na uruchomienie ich niż same wytwarzają (przynajmniej w Polsce); po za tym samo ich utrzymanie i konserwacja jest droga.

    Myślę, że energii wytwarzamy dość, ale nie dość udostępniamy do faktycznego użytku.

    I zdecydowanie zgadzam się z ostatnim zdaniem (w sumie pytaniem retorycznym ;p )!!!

    OdpowiedzUsuń