wtorek, 14 lutego 2012

79. Święto chorych umysłowo.

Swego czasu, na pewnym forum brałem udział w dyskusji na temat dzisiejszego święta. Ściślej rzecz biorąc wątek dotyczył komercjalizacji tego dnia oraz tego, czy tak naprawdę jest to potrzebne. Co do pierwszego nikt nie ma chyba wątpliwości. Chyba, że nie wychodzi z domu od ładnych paru dni i trzyma się z dala od wszelkich mediów - wtedy mógł się ustrzec przed dużą dawką serduszek i tym podobnych. Z drugiej strony ciężko uznać tę komercję za najpoważniejszy zarzut. W końcu niemal wszystkie popularniejsze święta stały się źródłem dochodu dla handlowców, nie oszukujmy się.

Czymś co jeszcze bardziej mnie razi, jest pewna sztuczność tego święta, wymuszenie na ludziach pewnych zachowań. Część ludzi, którzy w jakiś sposób postanowili to święto uczcić wraz ze swoją drugą połową, czyni to, bo czuje się przymuszona, a nie dlatego, że chce. Taka społeczna presja sprawiająca, że trzeba wykonywać pewne czynności jedynie dlatego, że jest taki a nie inny dzień roku. Chłopak daje dziewczynie kwiaty nie dlatego, że poczuł wewnętrzną potrzebę okazania jej uczuć czy zrobienia czegoś miłego, a dlatego, że tego się od niego oczekuje. Odnoszę się do tego w podobny sposób, jak do składania życzeń. Gdy wszyscy zaczynają to robić "bo wypada" cały proceder zostaje pozbawiony magii, głębszego znaczenia i zostaje pustym lub prawie pustym gestem.

Zastanowiłem się przez chwile, czy takie wnioski nie powinny mnie wrogo nastawić przeciwko wszystkim świętom - bo przecież zawsze narzucają wykonywanie pewnej czynności. A przecież nie mam nic przeciwko życzeniom urodzinowym, tak samo jak zupełnie mi nie przeszkadza dzień Wszystkich Świętych, kiedy niejako wymusza się na nas refleksję na temat istoty życia i śmierci. Czym się więc różni jedno od drugiego? Życzenia urodzinowe są bardziej indywidualną kwestią. To, że pamiętam datę urodzenia tej czy innej osoby nie jest takie oczywiste i jeśli daję wyraz tej pamięci to znaczy, że prawdopodobnie* naprawdę o niej pamiętam, a nie robię to tylko dlatego, że mówią o tym w telewizji. Co się zaś tyczy 1 listopada - wydaje się, że w podobny sposób jak Walentynki zmusza nas, do zachowania się w określony sposób. Umyj grób, przynieś kwiaty, zapal znicz. Jednocześnie skłania to nas (a przynajmniej powinno) do takiego zastanowienia się nad przemijaniem. Wydaje mi się, że raz do roku taka myśl nie zaszkodzi.

Można by się spierać z tym ostatnim mówiąc, że przecież dzisiejsze święto też niesie ze sobą pewne idee, wpływa chociażby zacieśnianiu więzi. Ja jednak uważam, że prawdziwa więź między dwojgiem osób nie wymaga takiego sztucznego zacieśniania. Zakochani mają Walentynki każdego dnia. Zawsze jest dobra pora by dać komuś upominek, powiedzieć dobre słowo, spędzić miło czas. Każdy dzień życia ze świadomością, że jest taki ktoś, na kim zależy nam z wzajemnością, jest swego rodzaju świętem. I o wiele lepiej się takie święto obchodzi, gdy nikt nie obwieszcza go w radiu i w telewizji. Gdy ktoś komuś sprawi miłą niespodziankę zupełnie bez powodu, bez względu na datę.

Jeszcze jedna sprawa, być może najważniejsza. Co z wszystkimi tymi, którzy nie mają tego Kogoś, z kim mogliby uczcić to święto? Ilu z nich cierpi widząc całą tę czerwień pluszowych serduszek i błyszczących kartek walentynkowych? Ilu samotnych mężczyzn chciałoby móc pobiec do kwiaciarni po bukiet róż? Ile samotnych kobiet chciałoby taki bukiet otrzymać? Tymczasem w ten jeden dzień mogą się czuć jeszcze bardziej wykluczeni. Jeszcze bardziej nieszczęśliwi przez nagłośnienie szczęścia innych. Bo oto nadszedł dzień Święta Zakochanych.

Czemu na ten przykład nie ustanowiono jakiegoś dnia Świętem Zdrowych? Można by raz do roku dokopać wszystkim chorym na nowotwory, niepełnosprawnym, astmatykom, alergikom, czy kto by się jeszcze nawinął. Czy bycie zdrowym nie jest wspaniałą rzeczą wartą świętowania ( i zarobienia paru złociszy na pluszowych konikach czy chociażby breloczków z logo NFZ )?

*Prawdopodobnie, bowiem, jak już wspominałem, mamy teraz różne "przypominacze", które mogą nas nieco wyręczyć w żmudnym procesie wysilenia połączeń nerwowych celem zapamiętania skomplikowanej daty.

3 komentarze:

  1. Niestety niektórzy nie rozumieją, że jeśli się kocha to cały czas a nie jeden dzień w roku i zamiast świętować.. podporządkowujemy się, jak to słusznie zauważyłeś, tego czego Ktoś "oczekuje".

    Na szczęście nie każdy potrzebuje 'przypominacza'.

    OdpowiedzUsuń
  2. mnie też drażni to "wymuszenie" zachowań. I banalizacja okazywania uczuć. Chociaż teraz to możemy w kalendarzu znaleźć święta "wszystkich" ... i zakochanych i singli i kota i psa... to też przestaje być normalne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Owszem, ale większość z tych świąt nie zyskała popularności. Owszem, np widziałem ostatnio w telewizorni jak obchodzono Dzień Kota i grupa ludzi obrzucała się kolorową włóczką, ale nie wydaje mi się by takich imprez było więcej. Ja w każdym bądź razie nie czuję presji uczestniczenia w tym, nie bombardowano mnie tego dnia plakatami z kotem, czy włóczką, nie sprzedawano specjalnych gadżetów, nie organizowano koncertów etc.

    A co do banalizacji - sęk w tym, że mamy chyba do czynienia z przerostem formy nad treścią. Trzeba coś pokazać, najlepiej z pompą. Niekoniecznie wiadomo co.
    I czy w ogóle jest co okazywać...

    OdpowiedzUsuń